Zimowa ustawka i pierwsze odcięcie
Niedziela, 10 lutego 2013
· Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, jazda treningowa
Korzystając z dobrej pogody podłączyłem się do ustawki Roberta na Głębokim.
Mimo pewnego zmęczenia wczorajszym poginaniem trasa była do ogarnięcia, nawet na jazdę w parę osób.
Godzina 10 - zbierają się mastersi:
Chwilę później jedziemy w czwórkę do Dobieszczyna.
Miło było pogadać z Robertem i przypomnieć sobie jazdę w zmianach (chociaż tempo była szarpane). Prędkość dosyć wysoka, praktycznie stale powyżej 30. Dotrwaliśmy tak do Pampow, gdzie Roberto daje nam odpocząć zarządzając krótki odpoczynek. ;)
Korzystam z okazji i uwieczniam tą chwilę na wsze czasy w necie:
Intensywność wysiłku jest dosyć wysoka, wychodzi mój brak przygotowania żywnościowego, bo nie wziąłem nic do picia ani jedzenia a pić się chce.
Robert - jak zwykle perfekcyjnie przygotowany - użycza mi swojego drugiego (!) bidonu.
Mimo zjedzenia śniadania nie czuję się zbyt dobrze - mam wrażenie że jadę na czczo. Umawiam się z chłopakami, że w najbliższej Biedronie kupię colę na wzmocnienie...
Zgon nadszedł na falbankach do Lubieszyna; siły mnie opuściły, oczy zaczęły się zamykać, a ja myślałem stale o śnie - wiedziałem, że to ostatnie ostrzeżenie organizmu przed zasłabnięciem...
Dotoczyłem się do Lubieszyna, gdzie czekali koledzy. Robert widząc co się dzieje poratował mnie batonem i bidonem. Podziałało i chwilę później już bez przygód dojechaliśmy do domu...
Panie Robercie, uratował mi Pan życie - wypiję kolejny raz Twoje zdrowie.
Dzięki. :)
Mimo pewnego zmęczenia wczorajszym poginaniem trasa była do ogarnięcia, nawet na jazdę w parę osób.
Godzina 10 - zbierają się mastersi:
mastersi z Głębokiego© James77
Chwilę później jedziemy w czwórkę do Dobieszczyna.
Miło było pogadać z Robertem i przypomnieć sobie jazdę w zmianach (chociaż tempo była szarpane). Prędkość dosyć wysoka, praktycznie stale powyżej 30. Dotrwaliśmy tak do Pampow, gdzie Roberto daje nam odpocząć zarządzając krótki odpoczynek. ;)
Korzystam z okazji i uwieczniam tą chwilę na wsze czasy w necie:
ekipa© James77
Intensywność wysiłku jest dosyć wysoka, wychodzi mój brak przygotowania żywnościowego, bo nie wziąłem nic do picia ani jedzenia a pić się chce.
Robert - jak zwykle perfekcyjnie przygotowany - użycza mi swojego drugiego (!) bidonu.
Mimo zjedzenia śniadania nie czuję się zbyt dobrze - mam wrażenie że jadę na czczo. Umawiam się z chłopakami, że w najbliższej Biedronie kupię colę na wzmocnienie...
Zgon nadszedł na falbankach do Lubieszyna; siły mnie opuściły, oczy zaczęły się zamykać, a ja myślałem stale o śnie - wiedziałem, że to ostatnie ostrzeżenie organizmu przed zasłabnięciem...
Dotoczyłem się do Lubieszyna, gdzie czekali koledzy. Robert widząc co się dzieje poratował mnie batonem i bidonem. Podziałało i chwilę później już bez przygód dojechaliśmy do domu...
Panie Robercie, uratował mi Pan życie - wypiję kolejny raz Twoje zdrowie.
Dzięki. :)