poniedziałek - praca wtorek - jeszcze więcej pracy środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela - ciągle więcej pracy styczeń, luty... Buuum! Your brain has destroyed. Go to ride. Najlepiej do lasu:
Tyram sobie normalnie w pracy, aż tu bardzo wysoki listonosz wchodzi: - Dziyń bydbry - jakoś tak dziwnie gada - Pyn James77? - tak - Ty mysz pyn od przyjaciół z Wysp plykietke na rywyr. - synkju, ehm, dziękuję znaczy się. :)
Gdzieś czytałem narzekanie na brak filmów z paniami na rowerze... Fakt, mało jest ale ten, choć to spinning, na domowe wytapianie jest bardzo dobry. :)
Moja własna granica jest moją inspiracją, widzę ją coraz dalej, jednak jest ode mnie w odległości zaledwie...???. 20 dni.
10km biegu - przez ten wicher pół nocy nie spałem. Ciężko się biegło, szczególnie na odkrytych, polnych terenach. Biegam mniej więcej o stałej porze, spotykam więc te same samochody. Jeździ taki jeden mały ch%$k, który na 2km prostej nie raczy wyłączyć długich świateł, co skutecznie mnie oślepia. Tak jest za każdym razem, macham do barana ale to nic nie daje. Chyba pora zmienić trasę... 20km roweru (2x10) - rano w szczycie z pędzącymi samochodami. Dobrze, że mam radio w uszach bo normalnie bym się bał...
Po sobotnim męczeniu wątroby, rano nie byłem chętny do jakiegokolwiek wysiłku. Na szczęście się ruszyłem i dobrze, bo fajnie to wyszło. Domowe kręcenie kilometrów jakie by nie było to tylko zastępstwo. Nie ma to jak walka z wiatrem czy pokonywanie kolejnych kilometrów o własnych siłach. :)
Dość już zalegania na kanapie z browarem i pasjonowanie się niezwykłym życiem Kiepskich. ;) +6kg do wagi startowej samo się nie zgubi. W tym miesiącu mam spalić ile się da, nie popadając w skrajność z odmawianiem sobie przyjemności. Połączenie biegu na 10km i 10km jazdy rowerem do pracy jest chyba dobrym pomysłem. Oby pogoda dopisała.