Do Locknitz, z pominięciem drogi B104, chciałem jechać od dłuższego czasu. Po przestudiowaniu map znalazłem fajne połączenie, które dzisaj sprawdziłem.
Trasa wyglądała tak:
Jak zwykle, niemiecki szlak rowerowy jest perfekcyjny do jazdy. Nawierzchnia bardzo dobra, tylko przez krótki odcinek płyty jednak tak spasowane, że da się szosą jechać 30km/h. W Plowen zabytkowy bruk, więc trzeba trochę zwolnić, ale za to wioska bardzo zadbana.
Widoki były bardzo ładne, tak że nawet stanąłem trochę się porozglądać.
Zjadłem też banana, po czym ruszyłem kierując się znakami do Ramin. Wyjechałem na moją pętelkę raminową, więc dalej już po znanych asfaltach wróciłem do domu.
Podjazdy 1 i 2 po 31 i 33 :)
Wycieczka i trasa bardzo udana, być może rano będę ją objeżdzał, bo dystans taki sam jaki robię codziennie przed pracą...
Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazywały, że dzisiaj musi być super jazda. I była. Miałem taką ochotę na szybką jazdę, że wykręciłem mały rekord trasy. :)
Policja dalej łapie cwaniaków. Akurat zaraz za nimi minąłem polaczka, który właśnie jechał na przejście, myśląc że znowu sobie skróci drogę... Ciekawe czy widział mój uśmiech ;)
Udało mi się ustrzelić sarnę, komórką i w ruchu więc trzeba przymknąć jedno oko i wtedy wszystko widać :D
Nie jest to mój ulubiony widok, ale ze wszystkich jakie widziałem to ten mi się najbardziej podoba.
Wracając do jazdy: podjazdy 1 i 2 po 28 i 30km/h prędkości na 3 i 4 z przodu zauważyłem pewną poprawę w technice pedałowania i nie tylko samopoczucie: świetne, było bosko.
nareszcie termometr pokazuje optymalną poranną temperaturę, czyli 9 st. Jechało się bardzo miło. Dzisiaj policja niemiecka zablokowała swoim wozem dojazd do przejścia granicznego w Buku i łapała polskich cwaniaków rozjedżających chodnik. Nareszcie! Mam nadzieję, że paru dostanie porządny, niemiecki mandat, bo stan bruku jest bardzo zły (koleiny i wertepy) i praktycznie nadaje się to do remontu. W Ramin sarna chodziła po ulicy :) Klimat jak w czołówce z "Przystanku Alaska" tylko tam był łoś...
Po dniu przerwy pora wracać na rower. Myślałem, że będę bardziej zmęczony po imprezie niedzielnej. Widać za mało z siebie dałem. Teraz oceniam że jechałem na jakieś 80-85% możliwości. Praktycznie samotna jazda, przez to brak ciągłej dostawy adrenaliny i skopany start nie wywoływały we mnie chęci do walki.
Dzisiaj piękna pogoda, z lekkim wmordewindem na powrocie sprawiła, że pojechałem drugą wersję swojej pętelki. Chciałbym wprowadzić pewien plan treningowy, żeby bardziej wykorzystać tę godzinę 20, na podciągnięcie się do kolejnego maratonu. Gryf pokazał co muszę poprawić.
Na pieszym przejściu granicznym minąłem się z polskim burakiem jadącym swym złomem do Polski. Jeleń nie chciał zjechać mi z chodnika, kiedy się spotkaliśmy w połowie drogi. Co za naród... a miałem wziąć kamerę...
Wczorajsza trasa tak mi się spodobała, że dzisiaj ją powtórzyłem. Rano 9 st., wiatru brak, puste drogi... nic tylko jechać :) Czuję i widzę po czasie, że noga daje :) Samopoczucie b. dobre, ciekawe co będzie w niedzielę. Wieczorem UKS Trygław w Puszczy Bukowej organizuje małe zawody na jakiejś pętli. Będę, żeby sobie przypomnieć jak się jeździ na góralu i trochę rozruszać linki :D
p.s. W Grambow fartem przejechałem przez przejazd kolejowy, bo już opuszczał się szlaban. (raczej minus tej trasy).
UKS Trygław zorganizował (nieoficjalnie) małą imprezkę dla krókiego pościgania się po małej pętli w Bukowej... Pojechałem, bo lasu miesiąc nie widziałem, a rower po zimie zaczął tu i ówdzie przyrdzewiać. Zabawa była fajna, zaliczyłem nawet glebę :D (i zdobyłem kolejne dziury w kolanie) Przy okazji zweryfikowałem swoje możliwości... napiszę tylko, że jeszcze dużo przede mną :/ Z rowerem coś nie najlepiej bo buja strasznie (a może się już odzwyczaiłem po jeździe na szosie) Staty wzięte na oko, nie było sensu włączać licznika.
Wstałem wcześniej to i wyszedłem wcześniej, przez to miałem 20 minut więcej porannej zabawy. Z Bismark skoczyłem do Ramin i tym samym połączyłem obie moje poranne traski. Wiatru w ogóle nie ma, więc we wszystkie strony dobrze się jechało. Rano bolało mnie serce, nie mogłem złapać głębokiego oddechu, ale na rowerze przy pulsie 150 zaczęło mijać, a gdy na pierwszym podjeździe dokręciłem do 175 ból minął i dalej było ok.
Jadąc samochodem do pracy minąłem z 10 rowerzystów (większość w obcisłych i kaskach), ja zacznę od maja...
p.s. na liście startowej Gryfa - mistrz świata w kolarstwie strażaków... dobrze, że nie na moim dystansie :D (kat. wiekowa ta sama) Maraton w M3 jedzie aktualnie...14osób... Radon dalej czeka...
Pora się trochę powysilać - myślę sobie, pojechałem więc na twardszym przełożeniu z kadencją w okolicach 70. Pogoniłem parę saren, po czym z lekkim wmordewindem i pod wschodzące słońce wróciłem. Podjazdy 1, 2 po 23km/h - przepychałem korbę.
Niestety z przyczyn rodzinnych nie mogłem być na objeździe maratonu Gryfa. Po południu pojechałem więc na alternatywną pętlę 30km. Czysta przyjemność jazdy rowerem połączona z sesją foto ;)
Coś mi się wydaje, że dla mtb jestem skończony, szosa to jest to ;) Góral od 2 tygodni stoi i czeka na nowe części a ja nie mam zamiaru się za niego zabrać. Wyjdzie na to, że maraton przejadę na starych linkach i napędzie...