...w tym tygodniu wcześnie wstałem. Szkoda, że nie da się wyspać na zapas, ale chociaż nie będę zarywał snu przed maratonem. Wyśpię się...za tydzień. :)
10 dni po wypadku. Nie jest źle, gorzej z rowerem. Praktycznie zostaje rama, koło i trochę osprzętu. Pojechałem lekko się poruszać, bo chyba najgorsze mam za sobą.
Złapała mnie za to letnia burza. Aż się uśmiałem, 10 dni bez roweru, wychodzę na 2 godziny a tu lu, jak z cebra. Przy temperaturze 20 stopni takie coś to nie deszcz. Było zabawnie i mokro. :)
A rano było tak miło, nawet małą sesyjkę zrobiłem (ale taką tyci tyci). :)
Podobają mi się te kółka. Chociaż na mokrym potwierdza się to co czytałem: karbon bardzo słabo hamuje.
No i stało się. W środę o 7:40 uderzył we mnie samochód. Lot przez maskę, szlif po asfalcie, karetka, policja...szycie...na szczęście nic nie złamałem. Kiedy opadła adrenalina pojawił się ból. Kiedy opadły emocje, ból się zwiększył...Pierwsza noc nieprzespana...masakara. Po dwóch dniach zacząłem nabierać dystansu ile miałem szczęścia (uderzenie nastąpiło w korbę). Straciłem dwa starty (w tym triathlon) i jeden wypad na 400km, nie jestem zdolny do pracy (za samo siedzenie pieniędzy nie ma), osprzęt roweru do wymiany...Oddałem sprawę do kancelarii specjalizującej się w odszkodowaniach komunikacyjnych (wina kierowcy). Akurat przepychać się z ubezpieczalnią nie mam najmniejszej ochoty. Mam miesiąc przymusowego postoju od roweru i dobrowolnego oderwania się od BSa. Szkoda mi tylko tych upałów, mógłbym mieszkać w Hiszpanii, uwielbiam 40st. full lampę i rower. :)
Selfie z karetki (akurat dzwoniłem do żonki i chciałem jej to wysyłać, ale to by było zbyt okrutne):
Rower w serwisie do opisania strat (na pierwszy rzut oka wyszła całkiem długa lista):
A w piątek przyszedł oczekiwany gift (do roweru ofkors):
Niestety będzie musiał poczekać. Plan na lipiec? Nie przytyć. :)
Poćwiczyłem podjazdy pod naszą górkę, ąby znowu poczuć ten zapiek w udach. Nie udało się. Chyba za słaby sprzęt wybrałem:
Ale i tak miałem niezły ubaw, jak dogoniłem Piotra na szosie. :D Za tydzień mój ogór sezonu. Ciekawe czy będzie ogolony. :)
*co ja tam napisałem: T1 - trening nr 1 3xpM - 3 podjazdy ulicą Miodową (szczecińska górka koksów) L4 - w tempie na zawał i zwolnienie L4 dT - dalej toczenie się do stacji.
Nie zawsze świeci słońce i nie zawsze wiatr wieje z tej najlepszej strony. Dzisiaj rano była walka kluczyka od samochodu z licznikiem rowerowym. Po zaciętej batalii Garmin wygrał. :)
Niedziela to...wyciągamy szosy, uprane obciski i jedziemy na swoją rundę. :) Ja dzisiaj zrobiłem inaczej; jako przygotowanie do lipcowego triathlonu pojechałem 50km (na zawodach będzie 40km) i i pobiegłem 20km (wymagane 10). Wyszło super (nie umierałem, więc satysfakcja ogromna). Dodatkowo w końcu zamontowałem nową kierę, która od Mikołaja leżała na szafie. Teraz mam o 240 gramów lżejszy rower. :) Mało? Pół bidonu, pół bochenka, kilka batonów lub wielki banan... W dodatku kierownica ma spłaszczenie w górnym chwycie, co z podwójną owijką robi całkiem fajne oparcie na długie dystanse.
Dobra. Część wysiłkowa opisana, a teraz najważniejsze. Tydzień temu skończyłem jakąś tam dietę. Wyniki były bardzo zadowalające, ale trochę doskwierały mi te ciągłe odmawiania sobie przyjemności. W tym tygodniu było luźniej, więc z pewną obawą stawałem w niedzielę na wadze. I tak: waga: 79,5kg tłuszcz: 12,7% Czyli nadal waga spada. :)
Zapisane ślady: Część rowerowa:Część biegowa: Nie mogę zebrać się, aby połazić na basen. W czerwcu ostateczny termin.