Dawno nie byłem na jakiejś ustawce. W końcu udało się zgadać z Bartkiem na wycieczkę do Schwedt. Kolega zapowiadał tempo wycieczkowe, więc wybrałem się góralem z nadzieją, że nie zgubię koła.
Koło utrzymałem, jeden bidon ledwo starczył, wracaliśmy pod wiatr...ale było przyjemnie. Jestem mile zaskoczony średnią (30 po 3 godzinach), w Ladenthin - po pożegnaniu -zwolniłem jednak do tempa relaksującego.
Poranny dystans w 2:09. W porównaniu do poniedziałku - dłużej o 8 minut. Wieczorkiem trzasnąłem to samo ale w odwrotnym kierunku. Wyszedłem przed wschodem, wróciłem po zachodzie. Dobre lampki do podstawa.
Doktor Zło zaplanował taką setkę, w której najlepsze momenty były pod najgorszy wiatr. Nieźle można było się ujechać. Oczywistą oczywistością był odpoczynek u celu podróży - Mescherin. Jak tylko tam dojechaliśmy to...
... po godzinie (popijając sobie co tam kto miał w bidonach) ruszyliśmy tyłki do domu. Pogoda wyjątkowo dopisała i gdyby nie Nasze Drugie Połowy to pewnie byśmy tam siedzieli dalej.
Najbardziej przegadana ustawka. :) pozdro Gaduły :)
Ukryte przejście jest w Ueckermunde. Poza tym wieje tak samo (dzisiaj zaje%$#e mocno), asfalty takie same, rowery też ;)
Kolejna ustawka z kolegami, którzy nie jeżdżą turystycznie, co więcej lubią sprawdzić co jest pod nogą kolegów. W skrócie: ostry gaz pod wiatr i jeszcze mocniej z wiatrem. Chyba najszybsza ustawka sezonu, 4 praktycznie nie schodziła z licznika. Na wykresie prędkości z Garmina te "piki" po 55 to nie błąd licznika tylko moje skokeny i odpowiedzi na ataki. Było zajebiaszczo fajnie.
+ dojazd 10km, 26min.
p.s. Szkoda kolegi, któremu rano strzeliła linka i nie mógł z nami się pobawić. Adam - żałuj!
Po czym ogień do domu. Nowa droga zachęcała do akcji i tak też było. Sporo samotnych szosowców mijaliśmy i jakieś dwie większe ustawki. Fajnie się wyjechałem, dobra odmiana od mtb.
A tytułowy Hrmax został osiągnięty na hopce w Dojczach, kiedy zaatakował Robert, za którym skoczył Piotr. Musiałem odpowiedzieć na atak - doszedłem kolegów i poprawiłem osiągając to czego nie widziałem od kilku lat czyli tętna powyżej 180 - było 183 i miałem płuca na wierzchu. Ale warto było... :)
Narzekałem ostatnio na brak nowych terenów do jazdy, a tu proszę - otwarto właśnie starą/nową drogę do Nowego Warpna. Kierunek na niedzielę wydawał się oczywisty.
I nie zawiodłem się - wymyślona trasa przez Niemcy i nową drogę była szybka i komfortowa. Jakość tej drogi można porównać do niemieckich gładzi asfaltowych - może to tamtejsza firma robiła? Nie wiem.
Same Nowe Warpno (zdaje się - najbogatsza gmina w Polsce) po zastrzyku pieniędzy mocno inwestuje i to widać. Miasto ładnieje i przyciąga turystów - i fajnie bo ze Szczecina przez Niemcy można pojechać po perfekcyjnej nawierzchni.
Nie robiłem zdjęć atrakcji turystycznych (można je zobaczyć u innych). Za to rower wzbudził zainteresowanie starszego gościa na szosie. Porozmawialiśmy sobie jak to się teraz fajnie tu jeździ i ogólnie o rowerowaniu. :)
Taka sentecja jest wybita na medalu - i trzeba przyznać, że trafiona w 100%.
Ból - czyli podjazd pod Porębę. 5,5km wspinaczki, z czego ostatnie 1,5km z nachyleniem powyżej 10% (krótkie odcinki z 12%, 15% i nawet 20%). Kilka innych niespotykanych o takiej długości podjazdów również dawały mięśniom popalić.
Pot - lał się gęsto. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą, właściwie upał, były słoneczne odcinki, na których powietrze "stało" i był niezły zaduch (np. Poręba). Trzeba było bardzo rozsądnie dysponować wodą.
Radość - nooo, była wszędzie. Mój pierwszy prawdziwie górski wyścig szosowy, wszystko nowe, moc wrażeń. Cieszyłem się z zaliczenia podjazdów, wyprzedzania na nich kolarzy, mega szybkich zjazdach (i również dochodzenia innych). No i oczywiście z ukończenia wyścigu.
Jak dla mnie, jeden z lepiej zorganizowanych maratonów. Bardzo dobre oznaczenia trasy (miałem tylko jedną wątpliwość, ale tylko chwilę) również oznaczenia na zjazdach o serpentynach - bardzo ważna informacja (wręcz - życiowa), zabezpieczenia skrzyżowań - pewne i jasne, dobre bufety (w optymalnych dwóch miejscach) z wodą, bananami i arbuzami. Na mecie jeden posiłek regeneracyjny ale wszystkie dodatki do oporu... Zdażały się odcinki dla mtb i sprzęt dostawał w dupę, ale ostrożnie dało sie przejechać. Meta - fajne miejsce, a prowadzący to "spoko koleś" widać zaangażowanie i radochę z tego co robi :)
Wyniki: M3S 15/34 Open 45/151
Graty dla kolegów: Mateusz jechał jak po złoto, Robert podobnie do mnie (jesteśmy obok siebie w wynikach).
Był to też mój pierwszy tak daleki wypad na maraton. Cała zabawa zajęła 3 dni (dzień urlopu), przejechaliśmy samochodem 1200km (przez Niemcy), wypiliśmy morze izotoników i ogólnie było "w dechę" :D
Pojechaliśmy sobie z Romkiem wygrać ogórka w II maratonie szosowym w Świdwinie.
Startowaliśmy z ostatniej grupy. Z nami pojechał jeszcze nowo poznany kolegaDarek z M2. Po drodze złapaliśmy prawie wszystkich. Były fajne pociągi, zaciągi i urywanie ogonów...
Organizator jeszcze "dociera" imprezę, bo było parę zgrzytów (np. dystans nie zgadza się z tym podanym przez orga, zmiany przed startem w grupach). Warto podać plusy: - gigantyczne ilości jedzenia - nielimitowane :) - piwo - no limit (przynajmniej na początku) :) - sanitariat (można było wziąć prysznic), ale był jeden - b. dobrze oznaczona trasa - medal i dyplom dla każdego uczestnika - dobra miejscówka na tego typu imprezę - elektroniczny pomiar czasu - tvp - 2 dychy wpisowego
co mi się nie podobało: - jeden bufet z wodą (słyszałem, że nie dla wszystkich starczyło wody) - nagroda tylko za pierwsze miejsce (idę o zakład, że słyszałem jęk zawodu z publiki, kiedy wracali z pucharkiem tylko ci z pierwszego miejsca) - przeciągająca się ceremonia zakończenia
wyniki: 2 w M3, 2 w Open (nieoficjalne, brak tej kategorii) Nasza trójka miała czasy: 4:01:00, :04s, :08s. Czwarty czas - 4:06:47
Dziękuję Magdzie i Romkowi za możliwość wzięcia prysznica, i ogólnie za ten "maraton uśmiechu" :)
Po obiciu się o samochód dzień wcześniej zastanawiałem się czy w ogóle jechać na maraton. Jednak kontuzja nie okazała się poważna i na rowerze była do pominięcia. Pętla Drawska to zbyt smakowity kąsek, aby tak łatwo z niego zrezygnować. Na miejscu byli już wszyscy znani ze szczecińskich ustawek "cykliści". Do startu było jeszcze mnóstwo czasu. Mijał on nam na pogaduchach gdzie każdy narzekał na brak formy i jakie EPO jest teraz na fali ;)
Starty grup ruszyły o 9 (co 3 minuty po 10 osób). Przyszła pora i na moją (10:51, grupa 9/13).
Jeszcze ostatnie poprawki stylówy i można ruszać:
10:51 i start. Na początku wszyscy razem:
Mój gregario, z którym miałem uciekać ustawił się za mną i dzielnie trzymał koło. A tempo - jak zwykle na początku - szaleńcze, by "wyłuskać" chętnych do jazdy.
Pro Marcin sprawdza generowaną moc na blacie i na szybko oblicza Vśr na najbliższej zmianie:
Przy skręcie na nasz dystans już widać, jak się będzie układała współpraca.
Dalej jest długa prosta z wiatrem z boku. Stale prowadzę i cisnę ile fabryka dała - 42 i nie może być mniej. Zmieniamy się parę razy, ale coś nie trybi dobrze. Noga nie boli, co więcej - kręci aż miło, jednak Marcin:
jedzie na zapieku, co za chwilę będzie skutkowało przytkaniem i niestety mimo zwolnienia do "rozsądnego" minimum 37 brakiem trzymania koła... Cóż, jak mówi klasyk - w peletonie nie ma przyjaciół - odwracam się i podkręcam na 4 z przodu. Po chwili łapię pierwszych zawodników:
128 Mateusz Raciborski M2 - gr.7
Minutę później:
129 Ferdynand Malak M6 - gr. 7
Jazda mija na samotnym, mocnym kręceniu. Już po kilkunastu minutach dochodzę do wniosku, że albo odpuszczam i jadę turystycznie z grupą, albo jak mam silną motywację to zrobię sobie treningową setkę i zobaczę jaki będzie czas. Tak rozmyślając stale kogoś wyprzedzam:
99 Wioletta Śliwka K3 - gr. 4
109 Barbara Kwaśniewska K4 - gr. 5 113 Bogusław Pazoła M5 - gr. 5
131 Mirosław Mamcarz M2 - gr. 7
104 Małgorzata Szalewicz K4 - gr. 4
102 Marek Rotkiewicz M3 - gr. 4
Jedzie się bardzo przyjemnie. Stale mam na oku kogoś na horyzoncie co bardzo motywuje do stałego ciśnięcia. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą, ale przy mocnej jeździe pocę się więcej i izotonik szybciej schodzi. Nie martwię się tym jednak, bo na setnym kaemie jest bufet a tym samym moja "mała meta". W końcu jest. Pierwszy pociąg, który jedzie sensownie (chociaż wolniej). Widzę pracę na zmianach, 4 osoby... przez chwilę myślę aby się zaczepić i jechać z nimi:
138 Włodzimierz Wróbel M3 - gr. 8 135 Krzysztof Zbolarski M3 - gr. 8 142 Andrzej Matuszek M4 - gr. 8 143 Dariusz Stalewski M4 - gr. 8
Dochodzę ich na przejeździe kolejowym, na którym mocno zwolnili. No ja jeszcze nie zamierzałem odpuszczać - podkręcam i wyprzedzam. Koledzy wyczuli, że im ekspres przejeżdża, słusznie gonią mnie i po jakiejś chwili dochodzą. Kierownikiem tej akcji był:
Ładna pogoń, ale jeszcze trzeba utrzymać temu pierwszemu koło (wyprzedzamy wspólnie nr 111 Bogusław Dziatko M5 - gr. 5). 135 schodzi ze zmiany w pociągu, jednak kolejny chyba nie był na to gotowy bo... puszcza koło i znów kręcę w samotności (zaczynam żałować, że mp3 zostawiłem w samochodzie).
Dalej to samo:
121 Maciej Opielewicz M5 - gr. 6
112 Roman Hałupka M5 - gr. 5 119 Urszula Hałupka K5 - gr. 6
79 Sandra Przybylak K2 - gr. 1 - Myślałem, że to pierwsza kobieta którą dogoniłem, jednak jak widać stale je wyprzedzałem.
No i jest - Kalisz Pomorski a za nim pierwszy fajny, długi podjazd. Skręcam na niego, a tam... pełno kolarzy. Obrałem sobie za cel ich dogonienie i to najlepiej na podjeździe ;) I tak:
132 Paweł Makowski M3 - gr. 7
75 Leszek Nowakowski M6 - gr. 1
97 Wigosław Jakubowicz M5 - gr. 3
90 Edward Tutkaj M6 - gr. 3
91 Tadeusz Habaj M6 - gr. 3
92 Irena Kosińska K5 - gr. 3 ??? - niezidentyfikowany
114 Eugeniusz Koralewski M6 - gr. 5
Na szczycie ktoś ma awarię:
Dalej, na wypłaszczeniu gonię kolejnych:
98 Aleksander Siemiński M5 - gr. 4
Próba utrzymania koła:
130 Paweł Frąckowiak M4 - gr. 7
Nie na długo:
133 Andrzej Biel M5 - gr. 7
Kolejne załapanie koła:
127 Wiesław Marchlewski M3 - gr. 7
Wiesiek się podczepia i daje ze mną:
107 Daniel Michałowski M3 - gr. 5 108 Stanisław Wieczorek M6 - gr. 5
I niespodzianka - kol. 140 na wycieczce :)
139 Daniel Szajna M3 - gr. 8 140 Michał Dowczyński M3 - gr. 8
Michał coś tam krzyczy, ale sorry - wiatr w uszach przy tej prędkości jest znaczny. Zaginam dalej. Jednak kolega dobrze wyczuł, że razem pojedziemy szybciej i decyduje się złapać koło. Chociaż z "lekkim" trudem ;)
Cieszę się z dobrego towarzystwa, bo zaczynają się drawskie hopki i zmiana by się bardzo przydała. A najlepiej z mocnego zawodnika. Pro fota pro kolarza:
Przez górki dosłownie przelatujemy. Na zjazdach rozpędzamy się na maksa i rozpędem wjeżdżamy. Idą dobre zmiany, czuję że wracam do gry. Aktualizuję plany i jedziemy razem. Wkrótce dojeżdżamy do bufetu, na którym zalewam bidon (drugi prawie pełny) i biorę słodką bułkę. Na przejazdach kolejowych kamera niestety lekko się przesuwa i zaczynam filmować niebo (ale wciąż kogoś wyprzedzamy):
76 Jan Woś M6 - gr. 1
Niestety brak numerów - 3 osoby
No dobra, jeszcze raz Michał, w końcu jedziemy razem:
Pożegnalne zdjęcie. Chwilę później jadąc na kole wpadam z hukiem w dziurę. Odpada licznik, a z koła schodzi powietrze... Kuwa mać! - żegna mnie kompan, ja go również pozdrawiam i zmieniam dętkę.
Rower w krzakach, a ja ekspresem pompuję (pomka Lezyne Road Drive i żadnej innej nie będziecie chcieli). Całość zajęła mi ok. 5 minut, w tym czasie minął mnie mały peleton z Romkiem, Marcinem i innymi kolarzami. No niestety, awarii się nie wybiera, wsiadam i mocno wybity z rytmu pod wiatr już nie mam siły gonić. Mam poczucie straty całego wysiłku, jednak nie poddaję się i jadę na ile mnie stać. Doganiam nawet kogoś:
93 Tomasz Wolf M2 - gr. 3
Wpadam na drugi bufet, na którym uzupełniam bidony, biorę batona i banana. Dostaję informację, że grupa jest minutę przede mną... No tak, ale ja mam problem aby jechać 30. Nic to kręcę ile mogę. W końcu jest wybawienie - na ok. 130km dochodzi mnie mały pociąg 3 kolarzy. Niestety karta pamięci się zapełnia i tu kończy się fotorelacja. Z jakąś sensowną prędkością dojeżdżamy do mety, chociaż widać, że każdy jest zmęczony - po drodze odpada jeden kolega chyba to był Piotr z Calbudu. Na koniec pokuszam się jeszcze o osty finisz z kolegą ale to już tak dla własnej satysfakcji (wygrany).
Czas: 4:31:29 co daje 9 m-ce w M3 na 28 (Michał 7, minutę przede mną - "wchłonęła" go grupa Romana, do 6 - 35s. straty). Open 29/129. Całkiem nieźle - spodziewałem się połowy stawki.
W sieci pojawiły się zdjęcia innych osób na których jestem:
Kończąc tą długą relację (ktoś dotąd w ogóle doszedł?) jestem bardzo zadowolony z imprezy. Wielkie podziękowania dla organizatorów - 3 dychy za taką zabawę, mega obiad, koszulkę, kubek termiczny, medal i dyplom dla każdego, wieczorny grill z piwem, świetne puchary, fantastyczną atmosferę i przede wszystkim boskie trasy... to musiało się udać.