Aktywność: Rano jak zwykle bitwa: Budzik - wstawaj na trening!, Poduszka: Daj sobie spokój, do pracy wstajesz za 2 godziny... Zbieram myśli i wychodzę. Dzisiaj 12km biegu w zacinającym śniego-deszczu i wietrze. Gówno nie pogoda, ale tak sobie myślę, że na najbliższym BBt, kiedy będę bardzo zmęczony i śpiący a postój będzie za 50km to nie powiem: "pier%$ę nie jadę", tylko "ogarnij się i napieraj". Tak jak codziennie o 4:45. :)
Dieta: standardowy zestaw przygotowany przez Trenerkę. Jak zwykle pycha. :)
No jak termometr za oknem pokazuje 23st C w słońcu to... może być złudne. Na rower całkiem dobrze, ale na bieganie jeszcze lepiej. Ubiór już lekki (jeszcze na długo), ale nareszcie było ciepło i przyjemnie. O to chodzi. Endorfiny mode on. :))
Za długą przerwę w bieganiu zrobiłem. W tym czasie chyba udało mi się znowu doczepić coś do bęca bo...coś mnie ciągnie w dół. Jeszcze tylko te święta i robię rewolucję.
Moja własna granica jest moją inspiracją, widzę ją coraz dalej, jednak jest ode mnie w odległości zaledwie...???. 20 dni.
10km biegu - przez ten wicher pół nocy nie spałem. Ciężko się biegło, szczególnie na odkrytych, polnych terenach. Biegam mniej więcej o stałej porze, spotykam więc te same samochody. Jeździ taki jeden mały ch%$k, który na 2km prostej nie raczy wyłączyć długich świateł, co skutecznie mnie oślepia. Tak jest za każdym razem, macham do barana ale to nic nie daje. Chyba pora zmienić trasę... 20km roweru (2x10) - rano w szczycie z pędzącymi samochodami. Dobrze, że mam radio w uszach bo normalnie bym się bał...
Po sobotnim męczeniu wątroby, rano nie byłem chętny do jakiegokolwiek wysiłku. Na szczęście się ruszyłem i dobrze, bo fajnie to wyszło. Domowe kręcenie kilometrów jakie by nie było to tylko zastępstwo. Nie ma to jak walka z wiatrem czy pokonywanie kolejnych kilometrów o własnych siłach. :)