Po paru krótkich dystansach pora na łikendowy trip. 12km starej, zbieganej pętelki. Lubię jak po bieganiu mam napięty brzuch, po rowerze tak się nie robi. ;)
Poranny bieg zamiast roweru. Lekkość i szybkość - najlepszy czas pętli + parę innych rekordów. Ogólnie całość można podzielić na 2 części: 15min. łapania oddechu jak karpik i 30min. równego na 4 kroki, spokojnego głębokiego "napowietrzania" ciała i umysłu.
ps. Nogi już nie bolą. Etap rozbiegania zakończony. :)
Drugi tydzień tyrki. :) Nogi pracują zdecydowanie lepiej, chociaż do wieczornych wyjść muszę się zmuszać (biegam w ciemnicy z czołówką przez wsie). Dzisiaj, kiedy truchtałem przez las naszły mnie myśli o wilkołakach obserwujących mnie zza krzaków, bałem się spojrzeć w las w obawie przed zobaczeniem ich czerwonych oczu. Chyba w podstawówce za dużo horrorów wchłonąłem. Dobrze, że w nagrodę za odwagę czekał zimny browar (a nawet czy). :)
Bieganie wieczorem z brzuchem wypełnionym całodziennym jedzeniem to...masakra. Zdecydowanie lepiej biega się rano. :) Na razie cierpię bóle początkującego.
Półmaraton za mną. Nie była źle, chociaż ze względu na zimowe warunki 2 razy leżałem. Teraz lewe kolano mam obite od roweru, a prawe od biegania. Oba wyglądają, jak za czasów podstawówki kiedy łaziło się po drzewach. :)
Staty na początek lutego: waga: 83,8kg (+0,8 od 1 stycznia) fat: 13,4% (+0,1% od 1 stycznia) ilość wydanej kasy na sprawy rowerowe w styczniu: 360zł (łańcuch, klocki ham., 2 uchwyty do bagażnika, wpisowe na P1000J)
Stara pętla. Niestety nie włączyłem licznika (dopiero w połowie). Dystans znany, czas przybliżony. To właśnie na tę trasę zaopatrzyłem się w czołówkę, ale w totalnej ciemnicy (las i asfalt) miałem wrażenie, że biegnę w otchłani.