Misja: Wroclove

Sobota, 6 sierpnia 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Pojechać ze Szczecina do Wrocławia było kolejnym pomysłem na całodniową wycieczkę. Tym razem poszukałem po znajomych podobnych wariatów i znalazłem jednego, któremu pasował i termin i moje towarzystwo. :)
Czyli pierwszy krok zrobiony. Dalej ustalanie przebiegu trasy, planowanie przerw, rezerwacja miejsc w pociągu. Aż w piątek po pracy przygotowałem rower, jedzenie i po 21 położyłem się spać...żeby obejrzeć kolejny raz Mission Impossible.
Zasnąć się nie dało.
Nic to, jedną noc nie raz się zarywało dam radę i teraz.
Sobota, godz. 0:00, Szczecin - wycieczkę czas zacząć:


Do świtu mieliśmy 5 godzin jazdy po znanej trasie. Pierwsza setka Romkowi była doskonale znana, więc na bieżąco dokonywaliśmy skrótów wybierając te z lepszymi nawierzchniami. Pierwsze godziny minęły bez większych problemów. Jedynie co o mały włos zgubiłbym tylne koło, które nie było trzymane wystarczająco mocno przez zamykacz. Jakoś dziwnie mi się skręcało ale dopiero na sikustopie, kiedy przestawiałem rower koło zostało na ziemi.
Jazda jak to w nocy...puste ulice, tylko nasze światła rozcinały ciemność. A, że lampy mieliśmy silne, to mknęło się powyżej 30 i gadało o dupie Maryni. :)
Postój na 80km na Orlenie w Barlinku:

Uzupełniamy kalorie i w drogę.
Noc była ciepła (14), widoczność doskonała...do czasu okolic Drezdenka. Wjechaliśmy w taką mgłę, która w świetle lampy okazywała się jeszcze gęstsza, do tego ciągnęła się przez wiele kilometrów. Oczywiście cali byliśmy mokrzy, woda kapała z nosa, rąk, kasku...
Dodatkowo Drezdenko...ja cię zapamiętam. Drugi raz tamtędy jechałem i na przyszłość: główna droga jest wyłożona starym, krzywym brukiem. Następnym razem poszukam objazdu.

Mgły się skończyły, bruk też...zaczęło być klimatycznie jak to wczesnym rankiem. Jest taki moment, kiedy widać jak świat budzi się do kolejnego dnia: pierwsze promienie słońca, pierwsze głosy zwierząt, ktoś na 6 jedzie do pracy...
Dojechaliśmy do Międzychodu, w którym planowane było śniadanie (oczywiście na Orlenie):

Lubię te obecne stacje benzynowe. Nie było jeszcze 6 a można było kupić hotdoga w 10 smakach, kawę w 15 rodzajach i do tego posiedzieć w ciepłym pomieszczeniu (tak, jestem dinozaurem i pamiętam epokę CPNów :)).
To był 170km. Przyspieszę trochę akcję, bo przez następne 150km nic się więcej nie działo. Po prostu łykaliśmy kolejne kilometry z prędkością szosową. 30-35 - stale było na liczniku. Jechaliśmy raz na zmiany, raz obok siebie, w ciszy czy rozmawiając. Romek jak i ja, nie musi zatrzymywać się prze każdym kościele, czy rynku. Można powiedzieć, że cechuje go podobna "wrażliwość krajobrazowa". Wyciągałem kamerę dopiero jak zobaczyliśmy coś takiego:

Po 200km zaczęliśmy robić częściej postoje. Nieplanowane, ale krótkie dla rozprostowania pleców (szczególnie moich).

No ten był akurat dłuższy (300km, Góra):

Można powiedzieć, że czwarta setka była najtrudniejsza do wykonania. Czuliśmy już dystans, mi doskwierały plecy, pampers zaczął przeszkadzać i paliły stopy, a Romka łapały kurcze. Do tego jechaliśmy w porywistym wietrze. Przynajmniej było ciepło i słonecznie.

Po mokrej i zimnej nocy (w stosunku do dnia) nogawki i rękawki zdjęliśmy dopiero gdy temperatura sięgała 23 stopni. Na rynku we Wschowej. Dosyć ciekawa starówka, chodź zniszczona i długo nie odnawiana. Tutaj też, podczas posiłku starsza pani zaczęła do nas narzekać na wschowską służbę zdrowia. Mówiła z 10  minut (zahaczając o inne tematy), aż w końcu zauważyła, że chyba jesteśmy z innej planety bo nagle skończyła i sobie poszła. :)
Rejony przed Wrocławiem obfitowały w podjazdy. Niewielkie (coś jak na pojezierzu Drawskim) ale płaskiego już nie było (Park Krajobrazowy Dolina Jezierzycy, okolice Trzebnicy). Romek coś zwolnił, wiatr jakiś dziwnie w mordę wiał...Do ostatniego punktu przed Wrocławiem - Oborników Śląskich - strasznie nam się dłużyło. Mieliśmy tu już spóźnienie, więc postanawiamy nie jeść planowanego obiadu, tylko po uzupełnieniu bidonów jedziemy do Wrocławia (ostatnie 30km). Tutaj też dostaliśmy wiatr w żagle, trasa zaczęła być "opadająco-płaska" bo sporą część przejechaliśmy z 4 na liczniku...
Po długo wyczekiwaniach Oborników, Wrocław wręcz pojawił się znienacka (jeszcze trzeba było tylko wyhamować z 40km/h):

Już było pewne, że zdążyliśmy. Według planu było 30 minut spóźnienia, ale zapas był jeszcze spory i wystarczyło jechać 30.
Na początku tylko spore zaskoczenie: gwałtownie zwiększył się ruch samochodowy i pogorszyła jakość ulic. Do tego jakiś matoł w BMW wyprzedzał na czołówkę i zmusił nas do zjechania z ulicy (prawie do rowu) a chwilę dalej gość w Fordzie włączał się do ruchu bez sprawdzenia czy ma wolną drogę... Jeszcze tylko nie dać się zabić...
Nie daliśmy się i po krótkim kluczeniu nastała meta:

400km, godz. 16, Sukiennice we Wrocławiu. :)
Stare Miasto Wrocka jest bardzo ładne i tętniące życiem. Chwilę siedzimy i jedziemy na pobliski dworzec główny zjeść zasłużonego Macdona. :)
Tu kończy się nasza wycieczka. Pakujemy rowery do pociągu Intercity i w komfortowych warunkach wracamy do Szczecina.
Podsumowując: był ból, był śmiech i jest satysfakcja. Uznaję więc, że i ta wycieczka była udana. :)
Plan na sobotę wypełniony w 100%:


Dzięki Romek za towarzystwo.


Komentarze (8)

CO tu pisać?? jedynie Gratki!!!!

jurektc 07:07 środa, 10 sierpnia 2016

Średnia wymiata,GRATULACJE !!!!

strus 08:53 wtorek, 9 sierpnia 2016

Super Koksy!!! Byłem przekonany, że będzie to dla Was "spacerek" ;)

lenek1971 09:21 poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Drezdenko można fajnie ominąć. Od Strzelec przez DW157, DW158 i potem przez sosnowe lasy drogą Gościm - Sowia Góra do DW160. Z tym, że w tym lesie jest kilka km trochę gorszego asfaltu. Nie wiem jak by się tam jechało po ciemku.

Gratulacje, średnią mnie zabiliście :P

michuss 08:17 poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Mega jazda! Takie wycieczki od A do B są najlepsze. Czekałem w wypiekami na twarzy na to relejszyn hyhyhy. Pozdro konie!

maccacus 07:49 poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Wrocław...potęga w popcornie. :)

Piotr, przy 500 biorę Ciebie pod uwagę. :)

James77 06:15 poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Dzięki Grzesiu. Jak zawsze super zabawa. Atmosfera tych wyrypek jest przednia. Tylko ona mnie ciągnie do kolejnych bo kto mądry jeździ takie hektary!! (MY!! :)) Takich kumpli rowerowych jak TY to ze świecą szukać :)

ps. foto z Wrocka super przy tablicy. Jak byśmy do wsi wjeżdżali z tą kukurydzą w tle.
W sumie na początku to wieśniaków było widać w autach :D

wober 20:19 niedziela, 7 sierpnia 2016

W imieniu czytelników dziękuje za czas poświęcony na wpis, mogłeś leżeć do góry kołami regenerując się po wyrypie :-) Gratuluję i trzymam kciuki, rób swoje i musi być dobrze. Romek też konisko. Aha, ze mną jako nawigatorem możesz zrobić Wrocek nie w banalne 400 a w 600 km ;-)

leszczyk 20:10 niedziela, 7 sierpnia 2016
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ownos

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]