Jazda wg. ostatniego schematu: 9 serii (5min 50x14 i 5min 50x12 z cad. 90) - śr. cad. 90
Ciekawostka: zawsze po mocniejszym etapie na kolejnym - między drugą a trzecią minutą odczuwałem "schodzący" ból z nóg. Nie ogień czy piecznie, ale narastający a później zanikający ból.
ciekawostka 2: przebieg wirtualny: 70km - realnie ok 50km kalorie 2800 czyli 1400 realnie - MCdonek z dużymi frytkami, kolą i cebulką - (mmm pycha :))
Jak tylko wyszedłem zaczął padać śnieg z deszczem. Do tego silny wiatr z południa zapowiadał ostrą przeprawę na polnym odcinku trasy (Bismark-Blankensee)...
Jak już się z tym uporałem byłem całkowicie mokry, w butach chlupało, ręce były na granicy czucia a ja marzyłem o gorącym prysznicu...
Kilometr przed domem przestało padać... ale trafiłem...
W końcu poustawiałem czujniki w rowerze i widzę jakie prędkości wykręcam na rolkach...
Wymyśliłem lekki trening interwałowy i kręciłem...
6 serii: 5 min. - cad. 90 tętno 130, prędkość 40, przełożenie 50x14 5 min. - cad. 90 tętno 150, prędkość 50, przełożenie 50x12 (max) oddech stale pod kontrolą, głęboki z możliwością swobodnej rozmowy
od 5 serii zaczęły boleć podudzia, chyba skutek innej pozycji między mtb a szosą (czuję też inny rozstaw stóp i większe pochylenie korpusu). Pocenie... raczej minimalne, jednak to lekkie kręcenie (śr. cad. 88)
Jazda imitowała kręcenie po zmianach, i tak też się czułem.
max. cad. 110 (prędkość 61) trzeba uważać, żeby nie zjechać z rolek, bo wykopyrtnąć się tak o szafę to nic przyjemnego...
ciekawostka: przejechany dystans 50km - nie ma pokrycia w rzeczywistości (w realu, po płaskich trasach, przy tym wysiłku szacuję na 40km)
Fajny trening, jazda wytrzymałościowa to coś co mnie kręci i będę częściej tak jeździł.
p.s. kalorie 2000, czyli pewnie 1000 realnie - mcdonek spalony :) jazda po 2 piwach.
Jak co piątek jazda rowerem do pracy. W ucho miła muzyka i jazda do lasu...
Jechałem, słuchając Manna (prawie podrygując na rowerze) z Bezrzecza do Wołczkowa gdy minąłem sarnę leżącą przy krawężniku na ulicy. Rozglądała się na boki, miała chyba połamane nogi, bo tak jakoś nie naturalnie skręcone było ciało... Pojechałem do straży pożarnej w Wołczkowie, żeby kogoś powiadomić, nie mogłem tak obojętnie przejechać, ale nikogo nie było (to chyba OSP)... Wpadłem na pomysł, żeby powiadomić policję na 112 - tam na pewno ktoś siedzi. Zawróciłem i pognałem szybko do zwierzęcia... Tak się złożyło, że na jej pasie jechały samochody i musiałem stanąć po drugiej stronie ulicy (brak chodnika). Patrzyłem jak każdy zwalnia i objeżdża wolno a ona tylko obraca łbem za światłami...
Ściągam plecak, by wyjąć telefon...nadjeżdża śmieciarka... tak coś mi nie pasuje, że ciągle jedzie prosto... I wiecie co? Przejeżdża,kurwa, po niej urywając i miażdżąc jej głowę!!!
Słyszałem trzask kości przez słuchawki...
Brak słów...
Pojechałem do pracy "bez życia"...
p.s. powrót tą samą drogą - już było wszystko posprzątane...
Nawet polubiłem ten mrozik (pewnie za sprawą zimowych butów). Stabilna pogoda utrzymuje się od początku tygodnia. Warunki praktycznie takie same...
Wczoraj odcinek lodowy (ok 5km) był przykryty świeżym śniegiem i jechałem mocno na wyczucie. Dzisiaj samochody ubiły co trzeba a wiatr rozwiał resztę i można było jechać pewniej (szybciej). Oczywiście kolcowana opona ma co robić.