Pierwszy raz w tym roku bujnąłem się do Puszczy Bukowej. Już zapomniałem jaką frajdę daje jazda po korzeniach, piasku i atakowanie podjazdów z małej tarczy...
Pora monsunowa w końcu minęła i rano pojechałem sprawdzić jak się jeździ rowerem :) Na początku ciężko, ale z czasem było co raz lepiej. Jeżeli za 3 tygodnie mam jechać na cały dzień rowerem, to najwyższa pora trochę pobujać się po okolicy.
Rano - tak sobie jadąc - szukałem czegoś co można by sfocić ale jak na złość nic nowego nie było... Aż do miejsca w pobliżu Jasnych Błoni:
Gdy przedzierałem się przez te krzaki to oczywiście rozerwałem nogawkę lajkry. Mam nadzieję, że jadąc wieczorem w drugą stronę, tego drzewa nie będzie...
Pojechaliśmy sobie z Romkiem wygrać ogórka w II maratonie szosowym w Świdwinie.
Startowaliśmy z ostatniej grupy. Z nami pojechał jeszcze nowo poznany kolegaDarek z M2. Po drodze złapaliśmy prawie wszystkich. Były fajne pociągi, zaciągi i urywanie ogonów...
Organizator jeszcze "dociera" imprezę, bo było parę zgrzytów (np. dystans nie zgadza się z tym podanym przez orga, zmiany przed startem w grupach). Warto podać plusy: - gigantyczne ilości jedzenia - nielimitowane :) - piwo - no limit (przynajmniej na początku) :) - sanitariat (można było wziąć prysznic), ale był jeden - b. dobrze oznaczona trasa - medal i dyplom dla każdego uczestnika - dobra miejscówka na tego typu imprezę - elektroniczny pomiar czasu - tvp - 2 dychy wpisowego
co mi się nie podobało: - jeden bufet z wodą (słyszałem, że nie dla wszystkich starczyło wody) - nagroda tylko za pierwsze miejsce (idę o zakład, że słyszałem jęk zawodu z publiki, kiedy wracali z pucharkiem tylko ci z pierwszego miejsca) - przeciągająca się ceremonia zakończenia
wyniki: 2 w M3, 2 w Open (nieoficjalne, brak tej kategorii) Nasza trójka miała czasy: 4:01:00, :04s, :08s. Czwarty czas - 4:06:47
Dziękuję Magdzie i Romkowi za możliwość wzięcia prysznica, i ogólnie za ten "maraton uśmiechu" :)
Wczoraj złożyłem do kupy zawieszenie fulla. Na nowych łożyskach i smarze od razu czuć, że "kanapa pracuje". Rano do pracy lekko na około, bo dostrzegłem jakiegoś mtbowca i pojechałem za nim go wyprzedzić. :) Później popadało i się utytłałem. Może nie wyglądałem jak znany Master of mud, ale w pracy musiałem się umyć.
Po obiciu się o samochód dzień wcześniej zastanawiałem się czy w ogóle jechać na maraton. Jednak kontuzja nie okazała się poważna i na rowerze była do pominięcia. Pętla Drawska to zbyt smakowity kąsek, aby tak łatwo z niego zrezygnować. Na miejscu byli już wszyscy znani ze szczecińskich ustawek "cykliści". Do startu było jeszcze mnóstwo czasu. Mijał on nam na pogaduchach gdzie każdy narzekał na brak formy i jakie EPO jest teraz na fali ;)
Starty grup ruszyły o 9 (co 3 minuty po 10 osób). Przyszła pora i na moją (10:51, grupa 9/13).
Jeszcze ostatnie poprawki stylówy i można ruszać:
10:51 i start. Na początku wszyscy razem:
Mój gregario, z którym miałem uciekać ustawił się za mną i dzielnie trzymał koło. A tempo - jak zwykle na początku - szaleńcze, by "wyłuskać" chętnych do jazdy.
Pro Marcin sprawdza generowaną moc na blacie i na szybko oblicza Vśr na najbliższej zmianie:
Przy skręcie na nasz dystans już widać, jak się będzie układała współpraca.
Dalej jest długa prosta z wiatrem z boku. Stale prowadzę i cisnę ile fabryka dała - 42 i nie może być mniej. Zmieniamy się parę razy, ale coś nie trybi dobrze. Noga nie boli, co więcej - kręci aż miło, jednak Marcin:
jedzie na zapieku, co za chwilę będzie skutkowało przytkaniem i niestety mimo zwolnienia do "rozsądnego" minimum 37 brakiem trzymania koła... Cóż, jak mówi klasyk - w peletonie nie ma przyjaciół - odwracam się i podkręcam na 4 z przodu. Po chwili łapię pierwszych zawodników:
128 Mateusz Raciborski M2 - gr.7
Minutę później:
129 Ferdynand Malak M6 - gr. 7
Jazda mija na samotnym, mocnym kręceniu. Już po kilkunastu minutach dochodzę do wniosku, że albo odpuszczam i jadę turystycznie z grupą, albo jak mam silną motywację to zrobię sobie treningową setkę i zobaczę jaki będzie czas. Tak rozmyślając stale kogoś wyprzedzam:
99 Wioletta Śliwka K3 - gr. 4
109 Barbara Kwaśniewska K4 - gr. 5 113 Bogusław Pazoła M5 - gr. 5
131 Mirosław Mamcarz M2 - gr. 7
104 Małgorzata Szalewicz K4 - gr. 4
102 Marek Rotkiewicz M3 - gr. 4
Jedzie się bardzo przyjemnie. Stale mam na oku kogoś na horyzoncie co bardzo motywuje do stałego ciśnięcia. Pogodę mieliśmy bardzo dobrą, ale przy mocnej jeździe pocę się więcej i izotonik szybciej schodzi. Nie martwię się tym jednak, bo na setnym kaemie jest bufet a tym samym moja "mała meta". W końcu jest. Pierwszy pociąg, który jedzie sensownie (chociaż wolniej). Widzę pracę na zmianach, 4 osoby... przez chwilę myślę aby się zaczepić i jechać z nimi:
138 Włodzimierz Wróbel M3 - gr. 8 135 Krzysztof Zbolarski M3 - gr. 8 142 Andrzej Matuszek M4 - gr. 8 143 Dariusz Stalewski M4 - gr. 8
Dochodzę ich na przejeździe kolejowym, na którym mocno zwolnili. No ja jeszcze nie zamierzałem odpuszczać - podkręcam i wyprzedzam. Koledzy wyczuli, że im ekspres przejeżdża, słusznie gonią mnie i po jakiejś chwili dochodzą. Kierownikiem tej akcji był:
Ładna pogoń, ale jeszcze trzeba utrzymać temu pierwszemu koło (wyprzedzamy wspólnie nr 111 Bogusław Dziatko M5 - gr. 5). 135 schodzi ze zmiany w pociągu, jednak kolejny chyba nie był na to gotowy bo... puszcza koło i znów kręcę w samotności (zaczynam żałować, że mp3 zostawiłem w samochodzie).
Dalej to samo:
121 Maciej Opielewicz M5 - gr. 6
112 Roman Hałupka M5 - gr. 5 119 Urszula Hałupka K5 - gr. 6
79 Sandra Przybylak K2 - gr. 1 - Myślałem, że to pierwsza kobieta którą dogoniłem, jednak jak widać stale je wyprzedzałem.
No i jest - Kalisz Pomorski a za nim pierwszy fajny, długi podjazd. Skręcam na niego, a tam... pełno kolarzy. Obrałem sobie za cel ich dogonienie i to najlepiej na podjeździe ;) I tak:
132 Paweł Makowski M3 - gr. 7
75 Leszek Nowakowski M6 - gr. 1
97 Wigosław Jakubowicz M5 - gr. 3
90 Edward Tutkaj M6 - gr. 3
91 Tadeusz Habaj M6 - gr. 3
92 Irena Kosińska K5 - gr. 3 ??? - niezidentyfikowany
114 Eugeniusz Koralewski M6 - gr. 5
Na szczycie ktoś ma awarię:
Dalej, na wypłaszczeniu gonię kolejnych:
98 Aleksander Siemiński M5 - gr. 4
Próba utrzymania koła:
130 Paweł Frąckowiak M4 - gr. 7
Nie na długo:
133 Andrzej Biel M5 - gr. 7
Kolejne załapanie koła:
127 Wiesław Marchlewski M3 - gr. 7
Wiesiek się podczepia i daje ze mną:
107 Daniel Michałowski M3 - gr. 5 108 Stanisław Wieczorek M6 - gr. 5
I niespodzianka - kol. 140 na wycieczce :)
139 Daniel Szajna M3 - gr. 8 140 Michał Dowczyński M3 - gr. 8
Michał coś tam krzyczy, ale sorry - wiatr w uszach przy tej prędkości jest znaczny. Zaginam dalej. Jednak kolega dobrze wyczuł, że razem pojedziemy szybciej i decyduje się złapać koło. Chociaż z "lekkim" trudem ;)
Cieszę się z dobrego towarzystwa, bo zaczynają się drawskie hopki i zmiana by się bardzo przydała. A najlepiej z mocnego zawodnika. Pro fota pro kolarza:
Przez górki dosłownie przelatujemy. Na zjazdach rozpędzamy się na maksa i rozpędem wjeżdżamy. Idą dobre zmiany, czuję że wracam do gry. Aktualizuję plany i jedziemy razem. Wkrótce dojeżdżamy do bufetu, na którym zalewam bidon (drugi prawie pełny) i biorę słodką bułkę. Na przejazdach kolejowych kamera niestety lekko się przesuwa i zaczynam filmować niebo (ale wciąż kogoś wyprzedzamy):
76 Jan Woś M6 - gr. 1
Niestety brak numerów - 3 osoby
No dobra, jeszcze raz Michał, w końcu jedziemy razem:
Pożegnalne zdjęcie. Chwilę później jadąc na kole wpadam z hukiem w dziurę. Odpada licznik, a z koła schodzi powietrze... Kuwa mać! - żegna mnie kompan, ja go również pozdrawiam i zmieniam dętkę.
Rower w krzakach, a ja ekspresem pompuję (pomka Lezyne Road Drive i żadnej innej nie będziecie chcieli). Całość zajęła mi ok. 5 minut, w tym czasie minął mnie mały peleton z Romkiem, Marcinem i innymi kolarzami. No niestety, awarii się nie wybiera, wsiadam i mocno wybity z rytmu pod wiatr już nie mam siły gonić. Mam poczucie straty całego wysiłku, jednak nie poddaję się i jadę na ile mnie stać. Doganiam nawet kogoś:
93 Tomasz Wolf M2 - gr. 3
Wpadam na drugi bufet, na którym uzupełniam bidony, biorę batona i banana. Dostaję informację, że grupa jest minutę przede mną... No tak, ale ja mam problem aby jechać 30. Nic to kręcę ile mogę. W końcu jest wybawienie - na ok. 130km dochodzi mnie mały pociąg 3 kolarzy. Niestety karta pamięci się zapełnia i tu kończy się fotorelacja. Z jakąś sensowną prędkością dojeżdżamy do mety, chociaż widać, że każdy jest zmęczony - po drodze odpada jeden kolega chyba to był Piotr z Calbudu. Na koniec pokuszam się jeszcze o osty finisz z kolegą ale to już tak dla własnej satysfakcji (wygrany).
Czas: 4:31:29 co daje 9 m-ce w M3 na 28 (Michał 7, minutę przede mną - "wchłonęła" go grupa Romana, do 6 - 35s. straty). Open 29/129. Całkiem nieźle - spodziewałem się połowy stawki.
W sieci pojawiły się zdjęcia innych osób na których jestem:
Kończąc tą długą relację (ktoś dotąd w ogóle doszedł?) jestem bardzo zadowolony z imprezy. Wielkie podziękowania dla organizatorów - 3 dychy za taką zabawę, mega obiad, koszulkę, kubek termiczny, medal i dyplom dla każdego, wieczorny grill z piwem, świetne puchary, fantastyczną atmosferę i przede wszystkim boskie trasy... to musiało się udać.
Rano, pomykając do pracy, z podporządkowanej wyjechał mi gość i jedyne co mogłem zrobić na mokrym asfalcie to położyć rower (35km/h). Huknąłem w niego tak, że rower wpadł pod samochód a ja w niego uderzyłem... Straty: poobijane i bolące kolana i łokcie, zdarta z nich skóra, boli nadgarstek, stopa, ramię, mocno kuleję (ledwo zginam nogę, ale nic nie spuchło)... Rower też dostał; skrzywiony hak, pękł zaczep licznika, zeszlifowane wystające części roweru (siodło, przerzutka, pedał, zacisk koła, róg).
Starszy gość bardzo mnie przepraszał i takie tam, wymieniliśmy sie telefonami. Po południu nawet zadzwonił i zapytał się o zdrowie, jeszcze raz przeprosił i powiedział, żebym naprawił co trzeba a on odda kasę (straty oszacowałem na 200zł).
Wieczorem przez Madbika, gdzie Piotr naprostował hak i ogólnie spojrzał na sprzęt (dzięki za ekspres).