Rapha jest moją inspiracją, widzę ją coraz wyraźniej...taaa jasne, już się nie dam tak zgnoić. Przejechane. Zaklepane. Teraz czekam na "a commemorative woven roundel".
5 dni po średnio 100km + praca = masakra nóg i głowy + konflikt z rodziną. Ostatnie 10km z prędkością 22km/h bo...pizgało złem i już nie miałem siły. A jak się jedzie tylko siłą umysłu można zobaczyć na zdjęciu:
Przy odpowiednio wyćwiczonej silnej woli nawet nie trzeba kręcić nogami. Polecam.
Rapha jest moją inspiracją, widzę ją coraz wyraźniej, jest ode mnie w odległości zaledwie 156km. 1 dzień.
No nareszcie idzie zima. -3 i dalej ten cholerny wiatr. Dołożyłem cienkie rękawiczki pod zimowe i najgrubsze neopreny na buty. Pod kurtkę - trzecią warstwę - koszulkę rowerową. Woda w bidonie zamarzła przy ustniku. Czyli nic nowego.
Taka sytuacja: Kiedy rozpędzałem się do 40, woda z przedniego koła dolatywała do twarzy, co przy dłuższej takiej jeździe robi milion piegów godnych uwalonego rowero-maczo. Mi jednak nie pasuje do końca taka stylizacja, więc przy tej prędkości próbowałem unikać tego mokrego ostrzału przechylając rower w jedną a siebie w druga stronę... Zresztą później zaczęło mocno padać i całe to wyginanie %$j strzelił. No cóż...zima. :)
Dzisiaj gdzieś daleko za miastem, kiedy nie ma żadnych świateł, nie widać horyzontu, nieba, a jedyne światło pochodzi z lampki naszła mnie taka myśl, że jestem jak świetlny bąbel w oceanie ciemności...
A to, że lampkę na takie akcje trzeba mieć mocną, niech świadczy fakt, że na ścieżce rowerowej o mały włos władowałbym się w paletę z polbrukiem (częściowo rozładowaną, okolice Cukrowej).