Wpisy archiwalne w kategorii

50-100km

Dystans całkowity:23444.27 km (w terenie 636.19 km; 2.71%)
Czas w ruchu:860:14
Średnia prędkość:26.71 km/h
Maksymalna prędkość:77.90 km/h
Suma podjazdów:19886 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:166 (89 %)
Suma kalorii:69636 kcal
Liczba aktywności:359
Średnio na aktywność:65.30 km i 2h 26m
Więcej statystyk

asfalt pocięty...

Sobota, 14 kwietnia 2012 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, wycieczka
przez naszą amatorsko-koksiarsko-szczecińską ekipę w składzie: przewodniczący Roman i grupa pościgowa: Adam, Eryk, Tomek i ja ;)
Start na Głębokim z mastersami, jednak w Dobrej się rozdzielamy i ciśniemy do Lubieszyna. Stamtąd już fajną trasą do Krackow, poczym nawrót i przez Locknitz wpadamy do Grunhof. Tam Adam pokazał perfekcyjną znajomość dziwnych szlaków, którymi poprowadził nas do Blankensee. Powrót częściowo moją stałą poranną trasą więc wiedziałem jak cisnąć kiedy byłem na zmianie ;)
To była fajna, szybka jazda z elementami wyścigu i nauczaniem teorii przez Romana, który jeszcze robił swój trening. Mogłem więc przyjrzeć się i wypytać o parę nurtujących mnie kwestii typu: Roman, ale jak być jeszcze szybszym? :))
Niestety po drodze zgubiliśmy Eryka, to był nie jego dzień (mam nadzieję, że następnym razem nie odmówi).
Pogoda dopisała, w ogóle nie było wiatru...
Udało mi się nawet porobić parę fot:
ogon mastersów © James77


pozowanie paparazzi © James77


pogoń za ucieczką © James77


niedzielny trening...

Niedziela, 11 marca 2012 · Komentarze(4)
nie, nie z mastersami (chociaż się mijaliśmy), tylko samotne kręcenie podjazdów na Miodowej.
5x pętla tramwajowa - Gubałówka
Powrót przez Dobrą do Blankensee i Linken gdzie jechałem z wiatrem.
Słoneczna pogoda wyciągnęła pełno ludzi (nie tylko na rowerach), na każdym okrążeniu Miodowej mijałem kilku różnych rowerzystów.
Ogólnie miło się ujechałem. Zrobiłem tylko klasyczny błąd zbyt rzadkiego popijania i na 50kaemie zaschło mi w gardle (pół bidonu jeszcze było). Nie zabrałem jeszcze czujnika tętna, więc skupiałem się na technice podjeżdżania i zjeżdżania.

wracając przez Niemcy uwieczniłem wiosenną pogodę (w zimie będzie co wspominać)
niemieckie pola na trasie Bismark-Blankensee © James77


ślad:
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>

i szosowa niedziela

Niedziela, 4 marca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Chciałem sobie pojechać do lasu, ale okazało się że rower jest niesprawny i w 30 minut go nie naprawię. Wybrałem więc szosę i pojechałem na lekko zmodyfikowaną pętlę dobieszczańską.
Przy dojeździe na Głębokie minąłem wczorajszych mastersów (mijaliśmy się powtórnie po niemieckiej stronie), a przy granicy spotkałem grupę z Rowerowego Szczecina na wycieczce do Zoo w Ueckermunde.

Lubię przejeżdżać przez to przejście, po którym nagle tyłek przestaje boleć od wstrząsów.
granica państwa © James77


Ekipa z RSa podczas posiłku:
wycieczka Rowerowego Szczecina © James77


Przez większość czasu miałem takie "widoki":
widok z roweru © James77


Wracając jechałem pod wiatr, co mnie bardzo męczyło, w Bismark pojechałem sobie na moją pętelkę co by chociaż na trochę zmienić kierunek. Powrót do kraju bywa bolesny:
piesze przejście graniczne © James77


Chciałem dokręcić do 100km, ale wiatr mnie zniechęcił i wróciłem do domu.
W tym tygoniu planuję tylko rolki - i to luźne kręcenie, jestem trochę zmęczony.

ślad trasy:
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>

niedzielny wypad do Puszczy

Niedziela, 15 stycznia 2012 · Komentarze(7)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Na niedzielny wypad stawiło się 10ciu rządnych wrażeń, odzianych w obcisłe rowerzystów :) Dzisiaj były 3 nowe osoby, więc grupka była spora.

Pogoda w Szczecinie w przeciwieństwie do reszty kraju nadal jest jesienna w dodatku od kilku dni nie padało, warunki do jazdy były więc znakomite.
Dzisiejsza trasa biegła po często nieznanych mi terenach, było błoto miękkie i twarde ;) (czyt. zamrożone), kałuże i lód, bruk, asfalt, szutry... Wszystkiego pod dostatkiem :) Trasa była bardzo urozmaicona, również pod względem umiejętności zjazdowych i technicznej jeździe po błocie. Jak dla mnie jeden z lepszych wyjazdów.

To właśnie na takim zamrożonym błocie kamerzysta przytulił się z ziemią. :)
Strat w sprzęcie nie ma, ale po przyjeździe do domu stwierdziłem dziurę w nogawce i kolano całe we krwi :( Po przemyciu wodą utlenioną ukazała się piękna dziura ze zwisającym kawałkiem skóry. Jak się rozmroziłem to zaczęło nieźle boleć i do tego zacząłem mocno utykać. Akurat od jutra ma się rozpocząć zima w Szczecinie więc jazd by i tak nie było, może więc to pora na inną aktywność fizyczną...

Film się pięknie nagrał (bateria i tak na wszystko nie starczyła) i czeka na obróbkę. Zdjęcia tylko z komórki, bo aparat na mrozie robi tylko jedno zdjęcie a poźniej strajkuje. :/

Grupa w miejscu, skąd roztacza się świetny widok na Szczecin i nawet dalej:
styczniowe zgrupowanie w Puszczy Bukowej © James77


Takich widoków mi brakuje - Kołowo (zdjęcie z komórki):
widok na Szczecin © James77


Cofka na Regalicy, widok z Mostu Cłowego.
Cofka na Regalicy © James77


Ze spraw technicznych: padł blat, łańcuch tak przeskauje, że praktycznie nie mogę na nim ruszyć. Zostaje środek i najmniejsza tarcza, czyli jazda po lesie ;)

Ślad trasy:

Film będzie niebawem.
teraz trailer ;)

niedzielna wycieczka po lesie

Niedziela, 8 stycznia 2012 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km, wycieczka
Paweł zwołał chłopaków na niedzielne błoto w puszczy. Pojechałem mimo niepewnej pogody i ogłoszenia, że w styczniu nie jeżdżę.
Na starcie stawiło się 5 gotowych na wszystko bikerów.
W lesie wszystko mokre, błoto po nyple i ogólnie warunki dla napędu ciężkie.
Obyło się bez awarii. Ominęliśmy również wszelkie opady, więc moknęliśmy jedynie od kałuż. Trasa raczej lekka, chociaż trafiały się podejścia. Generalnie błoto, błoto i jeszcze więcej wody ;) Przed wyjazdem wyczyściłem szybko napęd i go nasmarowałem dzięki temu spisywał się w miarę długo bez rzężenia, później jednak woda i piasek zrobiły swoje.

Jedyne zdjęcie jakie udało mi się zrobić moim super szybkim aparatem to jakaś porażka, ale jeśli spojrzeć jaka była pogoda to zdjęcie spełnia swoje zadanie ;)
duchy w lesie © James77

Miałem okazję sprawdzić jak się sprawuje amor po gruntownym serwisie (przekroczyłem wszystkie terminy przeglądów). W końcu wymieniłem uszczelki, olej, smar i wyczyściłem go dokładnie w środku. Amor inaczej pracuje (w poprzednim sezonie ciągle miałem wycieki), muszę go jeszcze ustawić.

Olej z lewej i prawej goleni (w komorze powietrznej jest 5ml niebieskiego, w olejowej jest lekko zółtawy) po 3 latach pracy:
olej z amora © James77


Moje zaniedbanie w przeglądach poskutkowało wytarciem teflonu na lewej goleni, na szczeście z tej nic nie ciekło, nie zauważyłem zacięc, wycieków, skrzypień itp.
przegląd foxa © James77

fox jest z 2007 przejechał kilka ciężkich maratonów (i wiele lekkich), nigdy go nie oszczędzałem (a jeździłem na nim przy wadze prawie 100kilo ;). Teraz wymaga trochę większej uwagi a posłuży jeszcze kilka sezonów.

Zmieniłem też klocki, tu niestety śruby dopuszczające olej do układu są kompletnie zapieczone i zniszczone próbami odkręcania. Jedynie co mogłem zrobić to wlewać olej strzykawką z igłą bezpośrednio do zbiorniczka wyrównawczego. Producent chyba tego nie przewidział, ale olej uzupełniony, klamki twarde, hamuje normalnie więc serwis się udał ;)

Na końcu ślad trasy:
<iframe src="" width="600" height="400" frameborder="0" scrolling="no" marginheight="0" marginwidth="0"></iframe>

ostatni trening PNR 2011

Niedziela, 18 grudnia 2011 · Komentarze(6)
Jako, że to pożegnalny trening to mimo złej pogody pojechałem.
Na starcie stawiły się największe hardkory w Szczecinie, gotowe do ubłocenia sprzętu w tutejszym lesie ;)
Byli: Tomek, Grzesiek, Piotr, Paweł i ja.
Po wczorajszych i dzisiejszych opadach ścieżki były tak rozmokłe, że płukanie napędu było nader częste. Po chwili Piotrkowi skończyły się klocki, więc na trasie odbył się szybki serwis. Przyznam, że w takim błocie dawno nie jechałem, udało mi się oszczędzić hamulce, ale i tak myliśmy rowery na myjce samochodowej.
Tomek dodatkowo wbił coś w oponę i na zdychającej jechał do domu.
Podsumowując całą akcję, to bardzo mi się podobała. Nieźle się z jazd podciągnąłem a przede wszystkim poznałem fajnych ludzi pozytywnie rowerowo zakręconych ;)
film będzie później.
foty teraz
ekipa PNR Szczecin © James77


trochę błotka © James77


Tomek © James77

Tomka gdzieś po drodze wessało błoto, więc tylko na osobnej fotce ;)

Jeszcze foty od Grześka:
jazda w błocie © James77


wygrałem rower © James77


dajcie więcej błota! © James77


Dzięki Grześ

ślad gpsa też mam.

jazda z akcją Polska na Rowery

Niedziela, 27 listopada 2011 · Komentarze(7)
Jedna ze wspólnych jazd akcji Polska na Rowery.
link fejsbukowy: Polska na Rowery
link szczecińskiej grupy: oddział Szczecin
20-25km ciekawej i efektownej jazdy po puszczy bukowej. Ekipa mniej więcej z tego samego poziomu, więc raczej jazda jest płynna. Do tego kupa śmiechu i niespodziewane awarie ;)
Mój Mikołaj przyniósł mi kamerkę do takich jazd, więc zmontowałem coś takiego:
</youtube>

jeszcze zdjęcie już z jesiennych treningów (fot. Paweł Steinke):
Polska na Rowery - Szczecin © James77

jesienny wypad akcji Polska na rowery 2011

Niedziela, 13 listopada 2011 · Komentarze(2)
Pierwszy wypad z kamerą więc jakość testowa.
Ustawienia pod żywotność baterii stąd słaba jakość.
Po kilku długich wieczorach udało mi się w końcu złożyć i załadować na jotuba.

Co do wypadu, to jeden z fajniejszych. Świeże liście, sucho i jeszcze ciepło było. Miło popatrzeć (i posłuchać ;).

staty wzięte na "oko"

Maraton dookoła Miedwia

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Ten maraton postanowiłem pojechać, ze względu na ciekawą i szybką trasę. Byłem na nim 3 lata temu, mogłem więc sprawdzić formę po rocznej przerwie w rowerowaniu.
Byłem na wspólnym objeździe trasy, jak również na tydzień przed pojechałem mocno, sprawdzić na ile mnie stać.
Okazało się, że wykręciłem równo 2:00 godz. Znając moje moce, i poprzednie osiągnięcia wynikało, że celuję w środek mojej kategorii M3.
Mój plan taktyczny był taki: zejść poniżej 2 godzin ile się da, aby to zrobić musiałem znaleźć mocnego zawodnika i najlepiej razem dojechać do końca.

W dniu maratonu umyłem rower (w końcu), zmieniłem opony na Schwalbe Hurricane, nasmarowałem łańcuch, usztywniłem zawieszenie i tak przygotowany o 10 wyjechałem.
Po drodze od teściowej wyłudziłem 2 agrafki na chipa i pędem na maraton.
Na miejscu okazało się, że nie wziąłem licznika (ech ten pośpiech), zostało mi więć poleganie na intuicji.
Podczas oczekwiania na swoją kategorię spotkałem ludzi z wtorkowych treningów, jakież zdziwienie ich było jak się okazało, że jadę w M3, podczas gdy oni są w M2. Dobrze - mówię - będziecie mnie gonić :) Na starcie byłem trochę za późno, bo byłem praktycznie na końcu, wiedziałem że czeka mnie dużo wysiłku w przedzieraniu się do przodu. Przed startem jeszcze na komórce ustawiłem timer na 2 godziny i pora ruszać. Start był lotny, więc na dojeździe trochę się przepchnąłem, by jeszcze na ulicy wykorzystać zbity peleton i gonić czołówkę. Przy pierwszym skręcie na Kunowo widziałem, że peleton się przerywa a ja zostaję niestety w tej drugiej części. Nie mogłem tu zostać bo później nie będę w stanie ich dogonić. I tu okazuje się, że podobnie myślących jest kilku, tak formuje się mała grupka 3-5 zawodników, którzy jadą - na moje oko - ok 35km/h. Tak mijamy kolejne wioski, wyprzedzając wolniej jadących (całkiem sporo ich było ;). Czasem ktoś się podłączył do nas, jednak stała ekipa liczyła 3 rowerzystów. Zależało mi aby wypracować największą przewagę na asfalcie, bo później po płytach i bruku jedzie się ciężej. Dlatego do Koszewa cisnąłem mocno. Przy wjeździe na drogę polną, kolega z numerem na chipie napisanym pisakiem (coś jak 573??), który był na przedzie zrobił bardzo dobry ruch i zjechał na boczną, równoległą do żwirowej drogi szeroką ścieżkę zrobioną chyba przez traktory. Pozwoliło nam to utrzymać wysoką prędkość i praktycznie do Wierzbna sporo ludzi wyprzedziliśmy. Po wjeździe na asfalt wychodzę na zmianę i cisnę w wysokiej kadencji. Czuję, że moc jest ze mną, jedziemy dobrym tempem. Jestem zadowolony, że się tak dobraliśmy, jedziemy teraz we trzech (trzeciego nie pamiętam, bo stale był z tyłu). Po wjeździe na drogę szybkiego ruchu zmiana, chwila odpoczynku na kole daje mi wystarczająco dużo czasu na uspokojenie oddechu i rozglądanie się kogo mijamy. Ciągle trafiamy na grupki po 3-5 kolarzy oraz pojedynczych jadący chyba na "odcięciu prądu". Mam cichą nadzieję, że sporo z nich jest z M3. Za Okunicą odbijamy na Ryszewo to mój ulubiony fragment trasy. Zawsze jadę tu z wiatrem, dodatkowo dobry asfalt i lekki zjazd pozwalają się rozpędzić. Drogą węższa, grupek ciągle sporo, na szczęście kolega ma dzwonek w rowerze i do tego głośny - bardzo przydatny na maratonie. Mijamy bufet, oczywiście bez przystanku, szkoda tych kilku sekund ;) Po drodze wyprzedzamy jakiegoś tubylca na wigrusie, któremu udzieliła się chyba atmosfera wyścigu, po cisnął... ile mógł ;) Trafiają się też pierwsze gumy. Po wjeździe na brukowany mostek wiem, że to koniec zabawy i teraz liczą się twarde tyłki ;) Kolega jednak na przedzie nie zwalnia zbytnio, więc po płytach całkiem nieźle nam się jedzie. Staram się nie myśleć - "ile jeszcze", tylko "połowa dystansu już za mną". Przeskakujemy co chwilę z pasa na pas wyprzedzając słabszych, dość ryzykowne, zważywszy, że jadę prawie dotykając koło kolegi a nie widząc drogi przede mną.
Po czasie dojeżdżamy do pierwszego wzniesienia (tego z płytami i piachem między nimi), w takich momentach przydaje się rozeznanie terenu, bo od razu ustawiam właściwe przełożenie i ciągnę do góry. Tu jestem wyraźnie szybszy od kolegi bo zostaje z tyłu. Przy okazji wyprzedziliśmy sporo ludzi w tym miejscu, parę osób prowadziło też rowery. Sytuacja powtórzyłą się przy drugim i trzecim wzniesieniu (z płytami). Cieszę się, że mam je za sobą bo ten fragment był najgorszy szczególnie psychicznie, zacząłem się bać, że za szybko ruszyłem i teraz kończą mi się siły. Ale nie, kończą się płyty i wjeżdżamy na asfalt, wyskakuje przede mnie gość z jakiegoś teamu (pamiętałem!), postanawiam siąść mu na koło, okazało się bowiem, że jadę sam. A teraz potrzebny jest mi jakiś pociąg. Szybko przecinamy skrzyżowanie obstwione przez policję i rozpędzeni wpadamy na ostatni bruk na trasie. Tu zostaje jechać tylko po nim - boki są zajęte przez wolniejszych. Za brukiem skręt w prawo i ostatni podjazd na trasie - asfaltowy.
Czuję, że kończą mi się siły, mówię sobie - "nie możesz go zgubić", wrzucam "młynek" i wciągam się pod górkę, idzie mi to na tyle sprawnie, że utrzymuję koło. Na szczęście (dla mnie) kolega na górze też jest zmęczony, bo rozpędza się powoli. Mam przez to czas na łyka i uspokojenie oddechu (prawie zadyszki). Został nam jeszcze las i koniec. Przed skrętem do lasu przedobrzyłem, bo chciałem wziąć ostatniego łyka i tak to silnie zrobiłem, że ustnik został mi w zębach a ja kierując jedną ręka a drugą z bidonem wchodzę w zakręt. Zdążyłem wyhamować i się w nim zmieścić (ledwo), ustnik schowałem do kieszeni, bidon do koszyka i gonię kolegę. Na szczęście las jest krótko, jednak piaszczysta nawierzchnia skutecznie rzuca mnie na boki i spowalnia (dobrze, że innych też ;). W lesie pierwszy raz wyprzedzają nas goście z M2, około 7-9 osób, nie mam już siły się podnich podczepić, chcę dojechać już tylko na kole kolegi (jak dla mnie i tak jedzie mocno). Przy wjeździe na asfalt popełniam błąd i zakopuję się w tym cholernym piasku, tracę przez to kilka sekund i najgorsze, że mój pociąg też. Za szlabanem wiem, że zostało kilkaset metrów, zbieram więc wszystkie siły i postanawiam zawalczyć o lepsze miejsce w generalce, wyprzedzam 2 czy 3 gości przed samą metą. Wpadam na nią z wywieszonym językiem. Już po wyścigu odnajdujemy się z kolegą i dziękujemy sobie na wzajem, to była dobra jazda. Obaj jesteśmy zadowoleni. Sięgam do kieszeni po komórkę sprawdzić czas, okazuje się że urwałem 7 minut. Suuper, kolejny cel osiągnięty :) Jeszcze medal za uczestnictwo, i można jechać do domu.
Fajnie było znowu poczuć atmosferę rywalizacji. Polubiłem ostre finisze. No i jestem zadowolony, że poradziłem sobie szybko z kryzysem jak również nie odpuszczałem sobie aż do końca.
Sprawdzając wyniki pogratulowałem sobie: 19 miejsce w M3 na 170 i 71 w generalce na 653 (Vśr. 29,46km/h, 1:52:00.12). Lepiej już nie mogłem. To był udany wyścig. Świetna organizacja (jedzenie i woda były nawet na oficjalnych objazdach trasy) i możliwość spradzenia się na tej samej trasie w warunkach wyścigu powodują, że startuję za rok.

p.s. znalazłem naszą trójkę na zdjęciach. Na mecie byliśmy na 17,18,19 miejscu w M3
maraton dookoła Miedwia © James77

z galerii użytkownika Wober