Pora zacząć znowu jeździć regularnie. Rano (w nocy?) o 5:00 tylko 1st C, ale nie pada więc pojechałem. Przez zużyty blat kręciłem na środkowej tarczy, przez co przez większość czasu nie mogłem znaleźć swojego rytmu. Poza tym czułem jak mi rower "pływa" na asfalcie więc jechałem dość ostrożnie. Przesunąłem czas jazdy od 5:30 do 6:40 bo o 7:00 muszę wyjść do pracy. O tej porze jest jeszcze mniej samochodów, prawie pusto na krajówce, więc jedzie się całkiem komfortowo. Nogi po tygodniu (praktycznie dwóch) nic nie robienia ciężkie, cztery warstwy odzieży ledwo wystarczają (pewnie za wolno jechałem), wiatr niby lekki ale przenikający aż do ciała. Trasa po polskiej stronie lekko mokra i błyszcząca. Trasa rowerowa Bismark-Linken czysta. Jadąc w grudniu było wszystko usłane liściami, teraz w ogóle ich nie było. Nawet na poboczach, niemieccy drogowcy odkurzają chyba wszystko. Mam nową tylną lampkę - Mactronic WALLe, czuję że jestem lepiej widoczny niż przy moich dwóch kellysowych "migaczach". Praktycznie większość kierowców bezpiecznie mnie wyprzedzała, trafił się tylko jeden idiota, który nawet nie zjechał na środek...
Jako, że to pożegnalny trening to mimo złej pogody pojechałem. Na starcie stawiły się największe hardkory w Szczecinie, gotowe do ubłocenia sprzętu w tutejszym lesie ;) Byli: Tomek, Grzesiek, Piotr, Paweł i ja. Po wczorajszych i dzisiejszych opadach ścieżki były tak rozmokłe, że płukanie napędu było nader częste. Po chwili Piotrkowi skończyły się klocki, więc na trasie odbył się szybki serwis. Przyznam, że w takim błocie dawno nie jechałem, udało mi się oszczędzić hamulce, ale i tak myliśmy rowery na myjce samochodowej. Tomek dodatkowo wbił coś w oponę i na zdychającej jechał do domu. Podsumowując całą akcję, to bardzo mi się podobała. Nieźle się z jazd podciągnąłem a przede wszystkim poznałem fajnych ludzi pozytywnie rowerowo zakręconych ;) film będzie później. foty teraz
4st.C, wiatr słaby. Dzisiaj miało być lekko, ale zaspałem 5 minut, więc zamiast odpoczynku była pogoń za utraconym czasem. Jutro się wyśpię, wstanę dopiero o 7 ;) Warunki takie same od 3 dni, nic się nie dzieje, 3 sarny przez pola biegły to tyle.
4st C, wiatr słaby, nie pada... jadę Codziennie ustanawiam osobisty rekord długości sezonu. Jeżeli dalej tak będzie to do końca grudnia dojadę ;) Dzisiaj jazda, podobna do wczoraj. Tylko ja i księżyc :) Nogi trochę zmęczone od poniedziałku, ale jutro ostatni raz i dzień przerwy. Żeby nie było tu za nudno, to wstawiam zdjęcie aktualnie zamontowanego sprzętu na kierownicy ;)
dzisiaj dalej jesień - 5:20 - 6st C :), wiatr silny mimo wysokiej temperatury ubrałem 4 warstwę, ze względu na wiatr. Do Dobrej jechałem z wiatrem w plecy na najszybszym biegu (prędkość ok 48km/h), na powrocie oczywiście wmordewind, ale tylko na otwartych terenach, i ewidentnie słabszy niż o 6. Szczęście dopisało, cisnąłem mocno i to tyle na dziś.
p.s. szkopki sadzą drzewka wzdłóż drogi rowerowej Linken-Bismarck ("w przerwach" lasu) co by rowerzystom mniej wiało :) inny świat...
temp. 2st C, wiatr słaby. Jezdnia od białej przez zupełanie normalną po mokrą. Na rowerze siedzę jak na jajku, a i tak w Blankensee przy 5km/h skręcając do Bismarcu uciekło tylne koło i musiałem podpierać się ręką. Asfalt był tak śliski, że mi się nogi rozjeżdżały. Zauważyłem, że pod największe pagórki podjeżdża mi się zdecydowanie łatwiej niż miesiąc temu. Patent z maścią rozgrzewającą jest b. dobry, dopiero w 50 minucie zacząłem odczuwać mocny chłód w palcach. W domu szybko odzyskały temperaturę ciała. Pogoda jest niesamowita, fajnie jedzie się skrajem lasu i pola w świetle księżyca (i lampki ofkors :)
Waga od 3 tygodni stoi w miejscu. Nie mogę zgubić 1,5kg ciała. Według pomiarów wagi, tłuszcz spada, ale jednocześcnie rosną mięśnie i tak stoję w miejscu. Do końca roku jeszcze 3 tygodnie więc trochę czasu jeszcze mam. Dzisiaj -2st C, samochody i dachy zamrożone, zimno ale jadę. W takiej temperaturze jeszcze nie jechałem, więc stopy nasmarowałem maścią rozgrzewającą mając nadzieję, że jak najpóźniej je odmrożę (zakładam letnie i zimowe skarpety + ochraniacze neoprenowe). W sumie pomogło, bo zazwyczaj silny ból pojawia się po 30 min. jazdy, a teraz słaby ból po 40min jazdy. Idzie wytrzymać. Odmroziłem sobie za to kciuki (2 pary rękawiczek - biegowe i zimowe rowerowe) i to dosyć szybko, na końcu trasy straciłem w nich czucie (o zmianach biegów nie było mowy). Trasa była cała pokryta szronem i jechałem maksymalnie ostrożnie - stąd kiepski czas.
5:20 - na termometrze 3st C patrze przez okno - mgły nie ma, nie pada, chyba sucho ;) decyzja - oczywiście jadę :) i tak mógłbym skończyć, ale... asfalt miejscami mocno zmrożony (błyszczał), więc skręcałem ostrożnie. Niestety na odcinku do Linken poniosło mnie i na lekkim skręcie zbyt mocno się przechyliłem i oczywiście koło szybko uciekło a ja wyciąłem pięknego szlifa. Rower poleciał w trawę, a ja parę metrów ślizgałem się po ścieżce z głową przy asfalcie. Strat w sprzęcie nie ma, padłem na lewą stronę, ale fifa na biodrze jest i boli ramię. To już drugi raz w ciągu 2 tygodni, kiedy walę kaskiem w asfalt. Gupi ma szczęscie :D
Pora wpisywać te jazdy codziennie, to chociaż statystyki poprawię, no i wrażenia na bieżąco będę spisywał. Rano o 6 było mokro, a termometr wskazywał 4 st. C. wiatr słaby. Dziś noga podawała, więc jechałem całkiem dobrze. Do tej pory myślałem, że przez piesze przejście graniczne w Buku przejeżdżają tylko polacy, ale nie, dziś jechał po chodniku wiejski szkopek. Wracając ścieżką rowerową do Linken zaskoczyłem sarnią rodzinkę. Bidulki stały między barierką odgradzającą szosę a ścieżką rowerową, którą jechałem. Panika była wielka, jedna 2 metry przede mną przeskoczyła w las, inne pobiegły ze mną i trochę dalej się odważyły. :) Z bliska taka sarna ma głowę na wysokości moich ramion, więc adrenalina trochę podskoczyła.
Zaraz po wyjechaniu z garażu przekrzywiło mi się siodełko, więc cały dystans przejechałem z podniesionym nosem.
1 listopada wdrożyłem tajny plan pozbycia się trochę tłuszczu co by być jeszcze szybszym ;). Czas: 1 miesiąc, cel: zgubić 5kg, środki: rower, odtłuszczona dieta (czyli bez fastfoodów). Wiedziałem, że muszę jeździć regularnie więc naturalnym czasem była godzina treningu przed pracą, wieczorem już nie miałbym tyle zapału no i jest jeszcze życie rodzinne. Pętla jaką wybrałem to 30km dobrego asfaltu: Mierzyn/Dobra/Blankensee/Bismarck/Linken/Mierzyn - czas 1:04 do 1:10. wyniki: 5.11.11: waga: 89kg; tłuszcz: 18% 4.12.11: waga: 86,7kg, tłuszcz: 16,8% pomiary tkanki tł. są orientacyjne, ale jest trend spadkowy (tkanka mięśniowa za to rośnie). Cel uważam za połowicznie osiągnięty, bo chociaż codzienny trening spalał ponad 1000kcal (pon-pt, sob. wolne, niedziela dodatkowe 4-5 tys. kcal) to jednak do 85kg zabrakło. Jako że pogoda wciąż dopisuje zamierzam tak jeździć ile się da + wywaliłem z jadłospisu parę błędów żywieniowych. Cel na koniec roku - ważyć te cholerne 85kg. Determinację i motywację więc mam. Odnośnie sprzętu: nabyłem lampkę magicshine mj-872 więc moc jest ze mną ;) około 3/4 trasy biegnie w zupełnych ciemnościach, a taka lampka pozwala mi jechać 30km/h zupełnie swobodnie (na 50% mocy). Raz się wywróciłem na oszronionych pasach w Dobrej - naderwałem spodnie (fak!), obtarłem nowe siodełko (fak, fak), i przeszlifowałem wózek xtra (fak, fak, fak). Poza tym to nudy :D
łącznie w listopadzie wyszło 850km (w tym 3 jazdy niedzielne po puszczy bukowej)