Wstałem wcześniej to i wyszedłem wcześniej, przez to miałem 20 minut więcej porannej zabawy. Z Bismark skoczyłem do Ramin i tym samym połączyłem obie moje poranne traski. Wiatru w ogóle nie ma, więc we wszystkie strony dobrze się jechało. Rano bolało mnie serce, nie mogłem złapać głębokiego oddechu, ale na rowerze przy pulsie 150 zaczęło mijać, a gdy na pierwszym podjeździe dokręciłem do 175 ból minął i dalej było ok.
Jadąc samochodem do pracy minąłem z 10 rowerzystów (większość w obcisłych i kaskach), ja zacznę od maja...
p.s. na liście startowej Gryfa - mistrz świata w kolarstwie strażaków... dobrze, że nie na moim dystansie :D (kat. wiekowa ta sama) Maraton w M3 jedzie aktualnie...14osób... Radon dalej czeka...
Pora się trochę powysilać - myślę sobie, pojechałem więc na twardszym przełożeniu z kadencją w okolicach 70. Pogoniłem parę saren, po czym z lekkim wmordewindem i pod wschodzące słońce wróciłem. Podjazdy 1, 2 po 23km/h - przepychałem korbę.
Niestety z przyczyn rodzinnych nie mogłem być na objeździe maratonu Gryfa. Po południu pojechałem więc na alternatywną pętlę 30km. Czysta przyjemność jazdy rowerem połączona z sesją foto ;)
Coś mi się wydaje, że dla mtb jestem skończony, szosa to jest to ;) Góral od 2 tygodni stoi i czeka na nowe części a ja nie mam zamiaru się za niego zabrać. Wyjdzie na to, że maraton przejadę na starych linkach i napędzie...
przez naszą amatorsko-koksiarsko-szczecińską ekipę w składzie: przewodniczący Roman i grupa pościgowa: Adam, Eryk, Tomek i ja ;) Start na Głębokim z mastersami, jednak w Dobrej się rozdzielamy i ciśniemy do Lubieszyna. Stamtąd już fajną trasą do Krackow, poczym nawrót i przez Locknitz wpadamy do Grunhof. Tam Adam pokazał perfekcyjną znajomość dziwnych szlaków, którymi poprowadził nas do Blankensee. Powrót częściowo moją stałą poranną trasą więc wiedziałem jak cisnąć kiedy byłem na zmianie ;) To była fajna, szybka jazda z elementami wyścigu i nauczaniem teorii przez Romana, który jeszcze robił swój trening. Mogłem więc przyjrzeć się i wypytać o parę nurtujących mnie kwestii typu: Roman, ale jak być jeszcze szybszym? :)) Niestety po drodze zgubiliśmy Eryka, to był nie jego dzień (mam nadzieję, że następnym razem nie odmówi). Pogoda dopisała, w ogóle nie było wiatru... Udało mi się nawet porobić parę fot:
Ledwo wstałem, dopiero kawa mnie rozbudziła. Cały tydzień miał wilgotne poranki i szosa jest ubłocona. Czeka mnie kolejne czyszczenie i regulacja przed sobotnim "najazdem". Jutro za to zapowadają prawdziwie wiosenną pogodę. Będzie super. :)
nareszcie... +6 i jasno przed szóstą... Dzisiaj fajna jazda była; przegoniłem kilka saren, pozdrowiłem czaplę a za ogrodem domu przywitałem dzika... W sobotę szykuje się większy koksowy wypad do NRD, więc pora zbierać siły...
Pod koniec dnia wskoczyłem na szosę pociąć niemiecki asfalt. Tym razem zrobiłem drobną modyfikację swojej pętli i z Bismark pojechałem do Ramin. Nowa droga ze ścieżką rowerową do Linken jest genialna, muszę częściej tam jeździć. Generalnie lubię te niemieckie wiochy, lubię sobie pooglądać te czyste, zadbane gospodarstwa, lubię sobie poużywać dobrych dróg, z minimalnym ruchem... I w ogóle pojeździć tam bezstresowo... czysty relaks :)
Przed śniadaniem wyskoczyłem na szybką pętlę rozruszać trochę kości. Udało się spalić jedno ciastko i kawałek szynki. Zostały jeszcze 2 torty, ryby, ziemniaki, wędliny, sałatki, piwo, jaja...
-4... Mam nadzieję, że ostatni raz tej wiosny odmroziłem sobie dłonie. Przegoniłem za to stadko saren na niemieckich polach. Jeżdżę na mocniejszym niż zwykle przełożeniu i większe podjazdy pokonuję na stojąco co by się poruszać na rowerze.