Ranek 15st dobrze, że wiatru nie ma. Ale i tak w cieplejszej odzieży... Przyjrzałem się rowerowi i odkryłem lekko skrzywione siodło - o 0,5cm nos idzie w prawo - korekta i szybka weryfikacja na trasie. Już myślałem, ale jeszcze kolanko się odzywa (chociaż mniej niż wczoraj) po 1 godzinie zacząłem mocniej je odczuwać (na granicy bólu). Szukam dalej, mam 8 dni na znalezienie przyczyny inaczej maratonu nie przejadę... Co do jazdy to standardowe poginanie, miejscami z ogniem... Mam kilka prostych "treningowych" z założeniem sprintu i wytrzymania tempa - zazwyczaj je spełniam, więc chyba są za słabe ;) Z ciekawszych chwil... na podjeździe nr 2 (do Skarbimierzyc) usłyszałem przez słuchawki "sapnięcie" tira na kole. Zabrzmiało to jak syk wściekłego byka na myszę, która nie pozwala mu się rozpędzić... Depnąłem do 40 (mój rekord), by przez wiochę przelecieć 45... Dopiero za nią ciężarówa mnie wyprzedziła :)
Trasa nr 2:
Naturalne rozwinięcie trasy z wczoraj. Nadal te same widoki (pola, pola i...pola). Najfajniejszy jest odcinek niemieckiej ścieżki rowerowej z Grambow do Linken tak równego asfaltu to nie ma nawet na ulicach (nie wspominając już o naszej nowej ścieżce rowerowej Dobra - Rzędziny gdzie poprostu jest nierówno). Trasa na 1:15
3 dzień tygodnia i kolejny zupełnie odmienny ranek... Pogoda tego lata jest zupełnie nieprzewidywalna... 2 warstwy i spodenki 3/4 a już myślałem, że powieszę je na kołku do jesieni... Na testowym odcinku (podjazd do tablicy Dobra) 33 by na szczycie dokręcić do 36 (ciągle na palących udach) znak, że jestem wypoczęty i "ogień leci" (po tygoniu przerwy mam tu zadyszkę i max 30). Znowu problem z kolanem, jednak muszę się temu przyjrzeć bliżej...
Postanowiłem "skatalogować" wszystkie swoje poranne trasy. Może komuś się przyda...
Moja trasa podstawowa od której się wszystko zaczęło. Zjechana na maksa dlatego często robię jakieś jej modyfikacje. Jadąc nią praktycznie już nie myślę o jeździe tylko błądzę gdzieś myślami... Asfalt b. dobry (w okolicach Buku dziurawy). Fajne hopki do Dobrej i po niemieckiej stronie do Bismark. Pola wokół i trochę lasku. Trasa na godzinę.
Widoczność max.100m, a często i dużo poniżej, na hopkach jechałem 30, bo nic nie widziałem (mokre okulary i biała ściana). Obróciłem blok o 1mm i ból kolana prawie ustąpił - wyszedł dopiero po 40min. Widać idę w dobrą stonę. Na maratonie problemu nie było, więc jest to tylko zła pozycja.
Pogoda się w końcu normuje, 17st z rana i błękitne niebo... Trasa podstawowa, bo jednak trochę czasu zajmuje mi wstanie i wbicie się w lajkry. Jechało się pięknie, w Dobrej minąłem jakiegoś mtb-owca, który chyba też porannie pogina... Problem z kolanem teraz jest; boli mnie wewnętrzna strona na wysokości zgięcia. Bólu nie da się zignorować, po 30 min. wychodzi, mija jak chodzę... Tak jakby blok się przestawił (skręcił), jeżeli mam rację to na mtb nie powinno nic wyjść, tam mam takie luzy, że stopa układa się jak chce.
Już myślałem, że nie pojadę, ale słońce szybko zaczęło wychodzić i mimo 12st o 5:30 jakoś nie zmarzłem. Trasa odwrotna dla urozmaicenia przez Hohenfelde, bonus: 10 saren, 2 koty i jakaś padlina. Dzisiaj było lepiej.
ranek stalowy i 14st... Jeżeli mam jechać Miedwie (jeden z fajniejszych maratonów) to mam ostatni dzwonek żeby się ponownie rozruszać. Z racji kontuzji najkrótsza możliwa trasa - tyle akurat wysiedzę...
Po tygodniu leczenia domowymi sposobami zapalenia tyłka wyjechałem w końcu na ulubioną pętelkę. Niestety kontuzja daje się we znaki i nadal jestem wykluczony z rowerowania. Bez lekarza się nie obejdzie. Nogi zamulone, siedzenie niewygodne... Jedynie ból kolana daje się łatwo wytłumaczyć (pojawił się po godzinie jazdy). Na szczęście to nie przeciążenie, a zmieniona pozycja ze względu na ból w pachwinie. Nie ma co czekać - niech lekarz na to spojrzy... howgh.
Rano 12 st., brak słońca... Do tego mam lekkie przeziębienie, nie chciało mi się... No ale, twardym trza być, więc szybka kawka, obcisłe i wio.
Jak zwykle moja ulubiona trasa, tym razem potraktowana ostro i bez wymiękania. Od tygodnia noga daje, jeździ mi się świetnie. Przeglądając czasy tej trasy jeszcze z przed miesiąca urywam 5-6min. i to porównując wpisy gdzie mocno (jak mi się wtedy wydawało) jechałem. Obecny czas - jak na razie - jest wyśrubowany, ale wiem że mam jeszcze zapas mocy. Myślę, że spora poprawa wyników leży w lepszych butach, no i trasę znam bardzo dobrze.
Przy okazji... nowy kask mam. Szosowy. Giro Monza :)
Zaspałem, więc trasa podstawowa w odwrotnym kierunku. W Dołujach dogoniłem Tira i do Lubieszyna podwiozłem się z 60 na liczniku. Reszta jak zwykle... W Buku znowu minąłem szosowca (ok. 6:30).