Ostatni tydzień przygotowań do maratonu. Lista zrobiona, plan zrobiony, sprzęt przygotowany...a nie zaraz. Opony to kapcie zdatne tylko na setki. Jeszcze na koniec wyrwane 2 stówki i można jechać. :)
Koniec. Deadline nadszedł. Waga miała wyświetlić 80kg i...wyświetliła. :) Tłuszcz 12%. Na tydzień przed BBt już nic więcej nie zrobię. Nawiasem mówiąc: tak się martwiłem o brak odpowiednich przygotowań, wypadek na rowerze, mało kilometrów...Ale któregoś deszczowego ranka, kiedy jechałem jak co rano pętlę treningową uświadomiłem sobie, że już lepiej nie będzie, że to co mogłem zrobić zrobiłem i mimo przeciwności losu nie dałem się...No i umysł się rozjaśnił, czoło wygładziło a na twarz powrócił spokój. Tak, zaakceptowałem swoje niedostatki. Jasne, że mogło być lepiej, ale poprawiać wszystko można w nieskończoność. Za tydzień maraton życia i...nawet za bardzo się tym nie stresuję. :)
intensywny tydzień: 200km na rowerze 17km na nogach. Poniedziałek, nogi zmasakrowane (po biegu) - 2 dni bolały. Teraz jest już spoko, chociaż ciągle boję się o kolana. Waga bliska startowej: 80,8kg, tłuszcz 12,4%. Do 10% już nie mam szans, ale może w nocy na BBt będzie mi mniej zimno. :)
Rozbity rower powoli wraca do żywych. W tygodniu zrobiłem to:
Ponieważ z odszkodowania nie odbuduję roweru to żenię lipę i robię to na starych gratach a nowe będzie to co niezbędne. Obręcz miałem, więc tylko szprychy (DT Swissa), dętka i kółko już mam. :)
Pobiegane. Znalazłem w szafie nowe spodenki biegowe. Obciski, całkiem wygodne. Szkoda tylko, że kupione kiedy byłem w rozmiarze XL. Wyglądam w nich jakbym dostał je po większym bracie. O 6 rano sąsiady (i sąsiadki) jeszcze śpio, więc muza w ucho, okular na nos i pobieglim. :)
Niedziela to...wyciągamy szosy, uprane obciski i jedziemy na swoją rundę. :) Ja dzisiaj zrobiłem inaczej; jako przygotowanie do lipcowego triathlonu pojechałem 50km (na zawodach będzie 40km) i i pobiegłem 20km (wymagane 10). Wyszło super (nie umierałem, więc satysfakcja ogromna). Dodatkowo w końcu zamontowałem nową kierę, która od Mikołaja leżała na szafie. Teraz mam o 240 gramów lżejszy rower. :) Mało? Pół bidonu, pół bochenka, kilka batonów lub wielki banan... W dodatku kierownica ma spłaszczenie w górnym chwycie, co z podwójną owijką robi całkiem fajne oparcie na długie dystanse.
Dobra. Część wysiłkowa opisana, a teraz najważniejsze. Tydzień temu skończyłem jakąś tam dietę. Wyniki były bardzo zadowalające, ale trochę doskwierały mi te ciągłe odmawiania sobie przyjemności. W tym tygodniu było luźniej, więc z pewną obawą stawałem w niedzielę na wadze. I tak: waga: 79,5kg tłuszcz: 12,7% Czyli nadal waga spada. :)
Zapisane ślady: Część rowerowa:Część biegowa: Nie mogę zebrać się, aby połazić na basen. W czerwcu ostateczny termin.
Aktywność: 16km biegania. Na szczęście przy tej aktywności w 3 stopniach marzną tylko dłonie, reszta ciała jest gorąca. Więc zimna wiosno mam cię w d%$ie. :)
Dieta: standardowe jedzenie to co Trenerka zrobiła + banan, Tymbarkowy fruktajl, 2 owsiane ciastka. I oczywiście litry Inki. :)
A jak chcecie nowe skarpety to na Instagramie reklamują się dziesiątki osób produkujących odzież pod swoją marką: